Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra”
 

Polowania na ptaki – czy potrzebne są zmiany prawne?

W pytaniu zawartym w tytule chodzi oczywiście o zmiany mające na celu poprawę ochrony ptaków, w tym także gatunków objętych już ochroną gatunkową. Odpowiedź na nie będzie bardzo różna, w zależności od tego, kogo zapytamy. Zdecydowana większość myśliwych oraz Ministerstwo Środowiska nie widzą potrzeby wprowadzania zmian. Część przyrodników dopuszcza możliwość polowania na niektóre gatunki, ale domaga się gruntownych zmian przepisów regulujących polowania na ptaki (w tym przede wszystkim zmian w listach gatunków łownych). Jest też coraz większa grupa przyrodników, a także zwykłych obywateli, którzy chcą całkowitej rezygnacji z celowego zabijania ptaków. By dobrze zrozumieć tę trzecią grupę ludzi, warto odpowiedzieć na pytanie, po co obecnie poluje się na ptaki? Jaki jest cel i sens tego działania? W dzisiejszych czasach polowanie na ptaki w Polsce jest tylko i wyłącznie rozrywką i zaspokajaniem potrzeb niewielkiej grupy myśliwych. Nie mają one na celu redukcji liczebności gatunków łownych ze względu na rzekome znaczne szkody gospodarcze. Mięso ptaków łownych nie ma też żadnego istotnego znaczenia ekonomicznego i gospodarczego. Polowania te powodują za to mnóstwo różnego rodzaju negatywnych oddziaływań na przyrodę. Więc na szali mamy z jednej strony zaspokojenie potrzeb grupy osób, z drugiej natomiast wymierne i bardzo duże straty przyrodnicze. A przecież zasoby przyrodnicze, w tym ptaki, są naszym dobrem wspólnym, a nie własnością myśliwych.

Podczas polowania myśliwi bardzo często nie są w stanie rozpoznać gatunku, do którego strzelają, ze względu na złe warunki pogodowe lub oświetleniowe.

Podczas polowania myśliwi bardzo często nie są w stanie rozpoznać gatunku, do którego strzelają, ze względu na złe warunki pogodowe lub oświetleniowe.
(Zdjęcie pt. „Odlotowe” zajęło I miejsce w konkursie FOTO-EKO 2018)
Fot. Michał Zieliński

Myśliwi, podczas dyskusji nad sensem polowań, często powtarzają argument, że ideą łowiectwa jest ochrona przyrody. Gdy zajrzymy do ustawy Prawo łowieckie, to w art. 1 przeczytamy, że łowiectwo jest elementem ochrony środowiska przyrodniczego, ochrony zwierząt łownych i gospodarowania ich zasobami w zgodzie z zasadami ekologii. W przypadku polowań na ptaki brzmi to jak oksymoron. Ochrona przez zabijanie. Bo w wypadku ptaków praktycznie o żadnym gospodarowaniu populacjami (a już tym bardziej zgodnymi z potrzebami ich ochrony) mówić nie możemy. Zresztą taki brak racjonalnej gospodarki jest wręcz uregulowany przepisami. Gospodarka łowiecka, zgodnie z ustawą Prawo łowieckie, prowadzona jest na podstawie planów hodowlanych. Kluczowymi elementami takich planów są dwa rodzaje danych – informacje o liczebności zwierząt łownych w okresie poprzedzającym okres polowań oraz planowana liczba zwierząt przeznaczonych do odstrzału. Plany łowieckie mają pomagać w racjonalnym gospodarowaniu populacjami zwierząt łownych, to jest takim, które nie ma negatywnego wpływu na te gatunki. Tymczasem ptaki wędrowne, a więc większość gatunków łownych (poza kuropatwą, bażantem i jarząbkiem), są częściowo wyłączone z takiego planowania, a konkretnie nie zbiera się i nie uwzględnia tej pierwszej części danych obejmujących liczebności populacji. A więc wiemy, ile chcemy zabić, ale nie wiemy, z jak dużej puli ptaków.

Mimo że głowienka jest gatunkiem zagrożonym w skali światowej, nadal figuruje na liście gatunków łownych

Mimo że głowienka jest gatunkiem zagrożonym w skali światowej, nadal figuruje na liście gatunków łownych
Fot. Tomasz Skorupka

Łowczy, podpisując plan łowiecki zawierający liczbę kaczek, gęsi, łysek i grzywaczy przeznaczoną do odstrzału, nie wie, jaki jest to procent populacji zasiedlającej dany obwód łowiecki. Powszechną praktyką jest to, że w upoważnieniu do wykonywania polowania indywidualnego – dokumencie wydawanym przez łowczego poszczególnym myśliwym – nie wymienia się gatunków kaczek i gęsi przeznaczonych do odstrzału, a jedynie wpisuje się je ogólnikowo jako „dzikie kaczki” i „dzikie gęsi”. Nie mamy więc nawet tak podstawowej informacji jak liczba konkretnych gatunków ptaków, które są corocznie zabijane przez myśliwych. Można obrazowo powiedzieć, że populacje ptaków migrujących traktowane są jak worek bez dna. Ale czy tak jest w rzeczywistości? Oczywiście nie.

W Polsce można polować na 13 gatunków ptaków. Co najmniej pięć z nich wykazuje trendy spadkowe zarówno w Polsce, jak i Europie. Z tej grupy najsilniej zagrożonym ptakiem jest głowienka. Niegdyś gatunek dość liczny, dzisiaj jest jednym z czterech europejskich gatunków uznanych za zagrożone wyginięciem w skali globalnej (obok orlika grubodziobego, turkawki i wodniczki). W Polsce gniazduje zaledwie 2–11 tys. par. Dla porównania kuropatwy, której liczebność także spada od wielu lat, mamy około 120–160 tys. par, a myśliwi często chwalą się, że w wielu rejonach Polski już się na nią nie poluje, właśnie ze względu na trend spadkowy. Od wielu lat spada także liczebność czernicy oraz łyski*. Zgodnie z prawem można polować także na gęś zbożową. Gatunek ten miał do niedawna dwa podgatunki – fabalis i rossicus. Obecnie naukowcy rozdzielili je na dwa osobne gatunki – gęś zbożową i gęś tundrową. Szkopuł w tym, że zdecydowana większość gęsi widywanych w czasie migracji i na które polują myśliwi to gęsi tundrowe (nie znajdują się na liście gatunków łownych). Gęś zbożowa, która wymieniona jest na liście ptaków łownych, jest natomiast gatunkiem zagrożonym i zmniejszającym liczebność.

Cyraneczka i cyranka – gatunki bardzo do siebie podobne, ale tylko ta pierwsza należy do gatunków łownych
Fot. Tomasz Skorupka (cyraneczka), Przemysław Kumorek (cyranka)

Już tych kilka przedstawionych faktów wskazuje na konieczność zmian prawnych. Regulacji powinno być jednak znacznie więcej. Terminy polowań są nie tylko niedostosowane do okresów lęgowych ptaków, ale także sprzeczne z zapisami Dyrektywy Ptasiej, w której znajduje się zapis: Państwa Członkowskie sprawdzają w szczególności, czy na gatunki, do których stosuje się prawo łowieckie, nie są organizowane polowania w okresie wychowu młodych bądź w czasie trwania poszczególnych faz reprodukcji. W przypadku gatunków wędrownych sprawdzają one w szczególności, czy na gatunki, do których mają zastosowanie przepisy łowieckie, nie są organizowane polowania w okresie reprodukcji lub powrotu do swoich miejsc wylęgu. Zapis ten został zinterpretowany przez Trybunał Sprawiedliwości jako zobowiązujący państwa członkowskie do ustalenia okresu polowania tak, by „gwarantował pełną ochronę przedmiotowych gatunków”. Dodatkowo Dyrektywa Ptasia zakazuje umyślnego płoszenia ptaków, szczególnie w okresie lęgowym, jeśli może to zaszkodzić ich ochronie. Przyjmuje się, że okres reprodukcji kończy się w momencie osiągnięcia pełnej lotności przez młode ptaki. W połowie sierpnia rozpoczyna się sezon łowiecki na większość gatunków ptaków łownych – kaczki, łyski oraz grzywacze. Tymczasem w polskich warunkach okres wychowu młodych u kaczek (zwłaszcza grążyc – głowienki i czernicy, ale także u krzyżówki) oraz łysek kończy się zazwyczaj dopiero w pierwszej dekadzie września, a czasami nawet dopiero pod koniec tego miesiąca. Sytuacja taka dotyczy także gatunków chronionych – pozostałych kaczek, perkozów, łabędzi i rybitw. Teoretycznie do ptaków chronionych się nie strzela, ale w wyniku płoszenia przez myśliwych i aportujące psy może dochodzić do znacznych strat w ich lęgach. Większość myśliwych i Ministerstwo Środowiska stoją na stanowisku, że sierpniowe oraz wrześniowe lęgi ptaków to wydarzenie wyjątkowe, spowodowane anomaliami pogodowymi oraz zmieniającym się klimatem i w związku z tym zmiany prawne nie są potrzebne. Takie stanowisko jest ewidentnie niezgodne ze stanem wiedzy naukowej, ponieważ jest to zjawisko powszechne, występujące co roku na terenie całej Polski. Ponadto, zgodnie z wytycznymi Komisji Europejskiej, dotyczącymi polowań na ptaki, konieczne jest uwzględnianie wszelkich odchyleń w terminach migracji oraz długości trwania okresu reprodukcji, jakie mogą wystąpić na skutek zmian klimatu oraz w wyniku innych niekorzystnych oddziaływań na środowisko.

Polowania na ptaki nie mają znaczenia gospodarczego. To krwawa „rozrywka” lub jak wolą mówić myśliwi – „misterium”
Fot. Łukasz Koba

Być może regulacji prawnych wymaga wprowadzenie ograniczenia polowań w miejscach zbiorowych noclegowisk ptaków. Obecnie zabijanie ptaków w trakcie przylatywania na noclegowisko lub wylatywania z niego to powszechna praktyka i najczęstszy sposób polowania na gęsi i kaczki. Takie noclegowiska to najczęściej duże kompleksy stawów rybnych lub spokojne, mało penetrowane przez ludzi jeziora. Miejsca te powinny być bezpieczną ostoją ptaków i miejscem odpoczynku w trakcie migracji. Często są chronione jako obszary Natura 2000, a niektóre gatunki ptaków tam się gromadzących (w tym także łownych, np. gęsi) są przedmiotami ochrony w tych obszarach. I mimo że myśliwi nierzadko deklarują chęć współpracy z przyrodnikami, to jeśli prosi się ich o samoograniczenie, w tym choćby zmniejszenie częstotliwości polowań na ptaki na określonym terenie lub wyłączenie części obwodu z polowań na określony czas, to w przytłaczającej większości wypadków nie ma mowy o jakichkolwiek ustępstwach z ich strony. Wieczorne lub poranne polowania powodują skuteczne płoszenie ptaków chronionych zlatujących się na noclegowiska bądź wylatujących na żerowiska. W skrajnych sytuacjach powoduje to spadek liczebności ptaków korzystających z tradycyjnych miejsc odpoczynku lub całkowite zaprzestanie wykorzystywania przez nie danego miejsca. Takie przypadki notowano w wielu ostojach ptaków w Polsce – w tym na najważniejszych zbiorowych noclegowiskach żurawi i gęsi – w Dolinie Dolnej Odry, Dolinie Baryczy, Dolinie Środkowej Noteci, Ostoi Nadgoplańskiej, Dolinie Samicy czy Dolinie Małej Wełny. We wszystkich tych obszarach polowania prowadzą do niewłaściwego stanu ochrony gatunków będących przedmiotami ochrony. Przy okazji tego typu polowań, gdzie strzela się często do dużego wielogatunkowego stada ptaków, dochodzi także do przypadkowych postrzeleń gatunków chronionych. Badania z wykorzystaniem promieni rentgena wykazały, że aż 30% łabędzi czarnodziobych nosi w swoim ciele ołowiane śruciny z broni myśliwskiej. Gatunek ten od pewnego czasu drastycznie zmniejsza liczebność, a za jedną z przyczyn uważa się zatrucie ołowiem i to nie tylko na skutek postrzeleń, ale także w efekcie połykania ołowianych śrucin podczas żerowania na stawach rybnych, na których ptaki często zatrzymują się w drodze z Syberii na zimowiska w zachodniej Europie. W ten sposób zatruciom ulega nie tylko ten gatunek łabędzia, ale większość ptaków blaszkodziobych. Mimo postulatów przyrodników o wprowadzenie zakazu używania amunicji ołowianej myśliwi mocno bronią się przed taką zmianą, a ponieważ ich siła oddziaływania w polskim parlamencie jest znacznie większa niż tej pierwszej grupy, wizja polowań bez ołowiu oddala się z roku na rok. Oczywiście takie przypadkowe postrzelenia jak w wypadku łabędzia czarnodziobego to nie tylko efekt dużego rozrzutu ołowianych śrucin podczas lotu. Myśliwi niestety mają bardzo słabe doświadczenie w rozpoznawaniu gatunków ptaków, na które polują. W efekcie zabijanie ptaków chronionych w trakcie polowań to raczej norma, a nie zjawisko marginalne. Tym bardziej że prawo zezwala na polowanie po zmroku i we mgle. W takich warunkach nawet doświadczony ornitolog nie jest w stanie odróżnić cyranki od cyraneczki lub głowienki od podgorzałki. Zresztą wielu myśliwych zdaje sobie z tego sprawę, dlatego pojawiają się także z ich strony postulaty, by wszystkie gatunki kaczek i gęsi były uznane za łowne. Wtedy nie będą musieli tłumaczyć się z zabicia gatunku chronionego.

Gęś zbożowa, która jest gatunkiem łownym, została w ostatnim czasie podzielona na dwa osobne taksony – gęś tundrową i znacznie rzadszą gęś zbożową

Gęś zbożowa, która jest gatunkiem łownym, została w ostatnim czasie podzielona na dwa osobne taksony – gęś tundrową i znacznie rzadszą gęś zbożową
Fot. Tomasz Ogrodowczyk

Mimo że zgodnie z prawem zwierzęta łowne są dobrem ogólnonarodowym, to działalność łowiecka nie podlega prawie żadnej kontroli społecznej, a myśliwi traktują zwierzęta jak swoją własność. Plany łowieckie zatwierdzane są przez nadleśniczego po uprzednim zaopiniowaniu przez wójta bądź burmistrza oraz izbę rolniczą. W zasadzie na tym kończy się „nadzór” społeczny nad zatwierdzanymi planami łowieckimi. Tymczasem zgodnie z zapisami Dyrektywy Siedliskowej każdy plan lub przedsięwzięcie, które nie są bezpośrednio związane lub konieczne do zagospodarowania terenu, ale mogą na niego negatywnie oddziaływać (w tym na przedmioty ochrony obszaru Natura 2000), powinny podlegać odpowiedniej ocenie skutków. Transpozycją tego zapisu do prawa krajowego jest art. 33 Ustawy o ochronie przyrody nakazujący wykonanie oceny takich planów pod kątem oddziaływania na obszar Natura 2000. W razie stwierdzenia znaczącego negatywnego oddziaływania tych planów lub przedsięwzięć nie mogłyby być one wdrażane w życie. Oczywiste wydaje się, że ocenie takiej powinny podlegać także plany łowieckie. Umożliwiłoby to większą niż do tej pory możliwość oceny gospodarki łowieckiej przez społeczeństwo.

Odbiór społeczny Polskiego Związku Łowieckiego chyba nigdy nie był taki zły jak w ostatnich kilku latach. Do jego poprawy oczywiście nie wystarczy zmiana ram prawnych, w których on funkcjonuje. Konieczne są zmiany mentalności samych członków tej organizacji, w tym zrozumienie tego, że piętnowanie przypadków łamania prawa lub nieetycznego zachowania kolegów nie powinno kojarzyć się z donosicielstwem, ale raczej z postawą obywatelską.

Przemysław Wylegała
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

*) Zobacz: Łyska – zadziorny chruściel - SALAMANDRA 2/2018

Wybór numeru