Użytki ekologiczne są popularną formą prawnej ochrony przyrody. Tworzy się je łatwo, zwłaszcza jeśli uda się nam do tego przekonać miejscową Radę Gminy, zaś teren, który ma zostać w ten sposób wyróżniony, nie musi być unikatowy, bezcenny w skali kraju, nie musi też obejmować dużej powierzchni. Nie trzeba wykonywać kosztownej dokumentacji projektowej. Wydawałoby się, że jest to idealny sposób na zachowanie lokalnych przyrodniczych perełek czy różnorodności biologicznej w przekształconym, pofragmentowanym przez człowieka krajobrazie...
Hałda piasku zasypująca teren użytku ekologicznego na gdyńskim osiedlu Dąbrowa. Pech chciał, że wszystkie storczyki rosły właśnie w tej części łąki.
Fot. Paweł Jędryczak
Mała, kilkuarowa łączka z chronionymi, pięknie kwitnącymi roślinami, śródpolne torfowisko, stawek, w którym odbywają gody ropuchy, położony wśród domów skrawek skarpy ze starymi, dziuplastymi drzewami, bunkier, w którym zimują nietoperze... Centralny Rejestr Form Ochrony Przyrody1 zawiera obecnie informacje o 1759 użytkach ekologicznych. W rzeczywistości jest ich prawdopodobnie więcej, ponieważ część gmin powołujących użytki nie zgłosiła ich do Rejestru. Czy moment formalnego powołania użytku ekologicznego to „kamień z serca” przyrodnika zatroskanego o los pięknego i interesującego zakątka? A może trzeba potem chodzić wokół niego z karabinem maszynowym i naręczem granatów ręcznych? Przypatrzmy się losowi jednego z takich obiektów na terenie Gdyni.
Gdyńska dzielnica Dąbrowa jeszcze 20 lat temu była terenem rozproszonej, wiejskiej zabudowy wśród pól, mokradeł i zalesionych wzgórz Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Dziś znalazła się w strefie szalonego wprost rozwoju nowych osiedli mieszkaniowych – podobnie jak całe zaplecze sąsiedniego Gdańska. Mimo to, zachowały się tu cenne przyrodniczo miejsca i stanowiska gatunków, jakich trudno szukać w granicach wielkich miast. 26 maja 1999 r. Rada Miasta Gdyni objęła kilka z nich ochroną prawną, powołując 7 użytków ekologicznych. Trzy z nich chronić mają torfowiska przejściowe, m.in. ze stanowiskami owadożernej rośliny – rosiczki okrągłolistnej (Drosera rotundifolia), dwa – roślinność wodną, szuwary i zarośla wierzbowe, zaś dwa kolejne – wilgotne i mokre łąki ze stanowiskami ściśle chronionych storczyków. Użytki zostały nawet oznakowane w terenie odpowiednimi tablicami. Być może o obiektach tych wszyscy później zapomnieli (były już bezpieczne!), choć wokół rozwijała się zwarta zabudowa nowych osiedli i kolejne domy jednorodzinne z „uwielbianymi” przez przyrodników strzyżonymi trawnikami oraz szpalerami tui i srebrnych świerków.
Nadszedł słoneczny czerwiec 2006 r. Paweł Jędryczak – gdyński miłośnik przyrody – udał się pewnego pięknego dnia na „bezkrwawe łowy” z aparatem fotograficznym w okolice osiedla Dąbrowa. Odwiedził znaną mu podmokłą łączkę, aby sfotografować pięknie kwitnące na jej skraju storczyki – stoplamki szerokolistne (Dactylorhiza majalis). Co znamienne, nie wiedział, że licząca zaledwie 0,4 ha łąka jest chroniona jako użytek ekologiczny – tablica informacyjna, którą tam niegdyś postawiono, od dawna nie istniała. Zadowolony z plonów wyprawy po kilku dniach odwiedził to miejsce ponownie. Ujrzał wówczas osobliwy widok – nad łąką wznosiła się gigantyczna hałda piasku, ewidentnie usypana tam w celu niwelacji sąsiadującej z użytkiem działki pod zabudowę. Stok tej hałdy znajdował się już na terenie użytku, zaś deszcze i siła grawitacji powodowały dalsze zasypywanie chronionego obiektu. Wszystkie storczyki zostały pogrzebane pod zwałami piasku, zaś warunki siedliskowe prawdopodobnie bezpowrotnie zmienione. Tyleż zirytowany, co bezradny przyrodnik zwrócił się o interwencję do gdańskiego koła „Salamandry”. Odwiedziliśmy to miejsce z odbiornikiem GPS. Naniesienie uzyskanych w ten sposób współrzędnych zdewastowanego miejsca na cyfrową mapę obszarów chronionych potwierdziło jednoznacznie, że zniszczeniu uległ jeden z siedmiu użytków ekologicznych na gdyńskim osiedlu Dąbrowa. Niewątpliwie też zniszczono stanowisko chronionego gatunku roślin. Złożyliśmy więc zawiadomienie o przestępstwie2 do Prokuratury Rejonowej w Gdyni oraz na miejscowy komisariat policji. Powiadomiliśmy również o zdarzeniu Urząd Miasta Gdyni. Świadkowie (w tym niżej podpisany) zostali szczegółowo przesłuchani, po czym 28 grudnia 2006 r. otrzymaliśmy z prokuratury pismo zawiadamiające o... umorzeniu dochodzenia „wobec braku znamion czynu zabronionego”. Nie dowiemy się zapewne, czym kierował się sygnujący pismo prokurator (postanowienia o umorzeniu dochodzenia nie wymagają uzasadnienia!), jednak odstępowanie od karania niefrasobliwych właścicieli działek sąsiadujących z terenami chronionymi może zachęcać innych potencjalnych sprawców tego rodzaju czynów. W naszym kraju zasypaniu ulegają rokrocznie liczne drobne zbiorniki wodne i mokradła – w tym również obiekty objęte ochroną prawną.
Dobrze zachowane torfowisko przejściowe jest ostoją mchów torfowców i żurawiny błotnej |
Nasuwa się refleksja: czy do dewastacji storczykowej łąki doszłoby, gdyby granice użytku ekologicznego, a przynajmniej jego położenie, były odpowiednio oznakowane – to znaczy, gdyby ktoś kompetentny kontrolował stan umieszczanych przy użytkach tablic? Tego rodzaju wydarzenia mogą też zniechęcać lokalnych działaczy ochrony przyrody. Niedawno, w sąsiedniej dzielnicy Wielki Kack, odszukałem znakomicie zachowane torfowisko przejściowe o powierzchni kilkudziesięciu arów, porośnięte kobiercem chronionych mchów – torfowca kończystego (Sphagnum fallax) i torfowca magellańskiego (S. magellanicum), oraz będące ostoją bogatej populacji żurawiny błotnej (Vaccinium oxycoccos). W sumie nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego (na Pomorzu takich torfowisk są jeszcze setki), gdyby nie fakt, że obiekt wciśnięty jest między domy nowych osiedli, ruchliwe ulice i Obwodnicę Trójmiasta. Jako wprost wymarzone miejsce edukacji przyrodniczej, z pewnością zasługuje na objęcie ochroną – właśnie w formie użytku ekologicznego. Kto jednak zagwarantuje, że po utworzeniu użytku komukolwiek zadrży ręka, gdy trzeba będzie pozbyć się gdzieś gruzu albo ziemi z pobliskiej budowy? Wielu zastanowi się teraz, czy czas poświęcony na dokumentację cennego miejsca i napisanie wniosku do rady miasta nie będzie stracony. Na tle bardzo restrykcyjnych przepisów dotyczących ochrony zabytków kultury materialnej, ustawodawstwo zabezpieczające równie cenne obiekty przyrodnicze wydaje się wciąż słabe, a na dokładkę w krytycznych momentach często nikt nie chce go egzekwować. Mimo wszystko chciałbym zachęcić wszystkich, którzy są świadkami bezprawnego niszczenia obszarów chronionych bądź stanowisk ściśle chronionych gatunków, do każdorazowego zgłaszania takich incydentów organom ścigania. Za kolejnym razem może się okazać, że czyny zabronione wreszcie „nabiorą znamion”, dzięki czemu zahamujemy rozpanoszony w naszym kraju zwyczaj traktowania przyrody jak własności niczyjej.
Mateusz Ciechanowski
Akademickie Koło Chiropterologiczne PTOP „Salamandra” w Gdańsku
Jednym z powodów umorzenia dochodzenia mogły być różnice w interpretacji pojęć „znaczne rozmiary zniszczeń” i „istotna szkoda”. Pisaliśmy o tym wielokrotnie na naszych łamach (np. „Istotna szkoda”przyrodnicza, Definicja „znacznych rozmiarów” szkody przyrodniczej i „Spowodowanie zniszczenia w świecie zwierzęcym lub roślinnym w znacznych rozmiarach”). W przypadku nieuznania czynu za przestępstwo, pozostaje jeszcze możliwość wykorzystania przepisów karnych ustawy o ochronie przyrody, kwalifikujących łamanie przepisów dotyczących gatunków i obszarów chronionych jako wykroczenie (także w wypadku, gdy nie powoduje to „istotnej szkody”).