Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra”
 

Życie w poszyciu

Otworzyłem teatr. Mała przyziemna scena. Widownia jeszcze mniejsza. Jednoosobowa. Miejsc siedzących brak. Pozycja leżąca spotykana najczęściej. Artyści w zasięgu ręki... choć łatwo nie jest, gdyż ręka musi być spokojna i długa. Czasem ponadprzeciętnie. Trudno o wieloobsadową sztukę, chyba że w pobliżu mrowisko. Wtedy dużo częściej dochodzi do scen zbiorowych z pełną determinacji brunatną gromadą w ciągłej pogoni za kęsem czegokolwiek. Przekazywanie informacji o ewentualnym łupie jest imponujące. W takim miejscu omdlały konik polny czy upadły motyl potęgują dramat i powodują błyskawiczne powiększenie liczby uczestników.


Scena na Dole. Nieduża, do połowy zalewana słońcem leśna polana z wysokimi trawami na obrzeżach i podsuszonym mchem pośrodku. Codzienny spektakl z naturalnym oświetleniem od wschodu do zachodu słońca. Ciągły ruch między zeszłorocznym igliwiem, zeschłymi liśćmi, przebijającymi się drobniutkimi źdźbłami, miniaturowymi kwiatkami na krótkich łodyżkach. Nabuzowane wielkie trzmiele patrolujące teren, zagubiona ważka szukająca bezpiecznego miejsca na wysokości, beztroskie duże i całkiem malutkie motyle latające pozornie bez ładu i składu, raz w lewo, raz w prawo, w górę, w dół. Nieprzewidywalne. Przytulone do traw ćmy czekające na ciemną stronę księżyca.

Koniki polne nagle wyskakujące spod nóg, jakby wystrzeliwane z nieistniejącej procy, spanikowane na początku, rozedrgane, powoli oswajając się z obecnością jedynego widza, zastygają z pełnym czujności spojrzeniem. Kilka nerwowych ruchów. Jeszcze chwila, jeszcze kilkanaście centymetrów i ciekawe przybysza, wpatrują się z uwagą, przekrzywiając łebki.

Jaszczurka. Nagle! Znikąd! Ruch i bezruch. Spojrzenie lustratora. Wszystkie chwyty dozwolone. Nagłe zwroty. Od obojętności poprzez histerię do dumnej manifestacji własnej wyższości. Piękność leśnego poszycia. Wdzięk i gibkość. Uległość i wściekłość. I nagły zryw. I już. I tyle ją widzieli.


Ślimak. Dziwo pospolite poruszające się z szybkością Starego Wiarusa. Ciągły, nieprzerwany ruch, jednostajny; czułki wyprzedzające wszelkie możliwe przeszkody, z rzadka zaskoczone nieprzewidywalnym spotkaniem z rozkołysanym na wietrze listkiem. Nieustanny powolny pośpiech. Ciągle poza ostrością lub na jej granicy.

Pojawia się żuk, żuczek, maleństwo. Nerwus. Zmienia drogi, omija przeszkody, zaaferowany bardzo ważnymi sprawami. Pewnie sobie mruczy pod nosem albo monologuje sam ze sobą. Może i podśpiewuje.

Scena na Dole. Małe i duże dramaty, małe i wielkie radości. Jak w życiu. W życiu w poszyciu.

Tekst i zdjęcia: Jerzy Kryszak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Wybór numeru