Ogień – czy to płonące ognisko, czy też domowy kominek – fascynuje, kusi, aby usiąść i wpatrując się w płomienie (można by górnolotnie dodać: tańczące na polanach), oddać się wspomnieniom i rozmyślaniom. Każdy posiadacz kominka na drewno wie, jak bardzo ciepło „żywego” ognia jest inne, po prostu cieplejsze (chociaż brzmi to irracjonalnie) niż ciepło bijące z najbardziej nawet rozgrzanego, ale przecież bezdusznie stalowego lub aluminiowego grzejnika. Ogień w kominku wymaga naszej pracy i zaangażowania, zanim przyniesie efekty w postaci przytulnie ciepłego domu. Nie wystarczy „pstryknąć” jakimś przełącznikiem, aby uruchomić go niczym piec gazowy czy elektryczny, do którego paliwo lub energia jest dostarczana w sposób „czysty” w tym znaczeniu, że niewymagający naszego wysiłku i pobrudzenia sobie rąk. Przy opalaniu domu drewnem trzeba się pomęczyć, a często i napocić: ułożyć odpowiednio w palenisku stos, a jeszcze wcześniej przygotować stosowny zapas opału, czyli drewna. I właśnie różnym aspektom pozyskiwania i przygotowywania drewna oraz jego spalaniu w piecu lub kominku poświęcił Lars Mytting – norweski dziennikarz, redaktor i pisarz – swą książkę „Porąb i spal. Wszystko, co mężczyzna powinien wiedzieć o drewnie” (tytuł oryginalny „Hel Vad”, rok wydania – 2011), a której polski przekład trafił w 2016 roku do rąk czytelników.
Wiele osób spędziło przed pieńkiem do rąbania chwile pełne najgłębszych przemyśleń
Stos drewna to coś, co nie sprawia człowiekowi kłopotów. Nie traci wartości na giełdzie. Nie rdzewieje. Nie rozwodzi się
Fot. Marcin Jan Gorazdowski
Z punktu widzenia większości bogatych krajów Północy i Zachodu drewno jest obecnie marginalnym źródłem energii. Według Vaclava Smila, autora książki „Tworzenie bogatego świata. Perspektywy w ekonomii, przemyśle, środowisku”, w 2000 roku na całym świecie spalono łącznie 2,5 Gt (G – giga = 109) drewna wysuszonego w warunkach atmosferycznych. I chociaż od 1950 do 2000 roku zapotrzebowanie na ten rodzaj paliwa wzrosło o niemal 70%, to w istocie – ze względu na ogromny wzrost znaczenia paliw kopalnych – odnotowano znaczący spadek udziału drewna w pierwotnych źródłach energii z 50% w roku 1900 do poniżej 10% w roku 2000 i poniżej 5% w dostawach energii końcowej (przede wszystkim z powodu niskiej wydajności energetycznej drewna). Spośród państw zaliczanych do grupy G20 najwyższy krajowy udział drewna w źródłach energii pierwotnej notuje się w Brazylii (10%), ale np. w USA udział ten spadł z 4,5% w 1950 roku do 2% w roku 2010. Natomiast wśród państw Unii Europejskiej drewno jako źródło energii ma największe znaczenie w Szwecji i Finlandii, stanowiąc aż 20% źródeł energii pierwotnej.
Lars Mytting podaje, że „w 1900 roku czwarta część całej norweskiej energii pochodziła z lasu”. Mimo że upłynęło całe stulecie, w 25% norweskich domów i mieszkań piec na drewno nadal stanowi najważniejsze źródło ciepła. Rocznie Norwedzy zużywają 1,5 mln ton drewna, czyli przeciętnie każdy obywatel tego kraju spala 300 kg drewna (a nawet 500 kg w przypadku mieszkańców niektórych południowo-wschodnich norweskich okręgów administracyjnych). Mytting ujmuje te statystyczne dane bardziej obrazowo: zużywane rocznie przez Norwegów drewno można ułożyć w ponad 1,8 mln sztapli – tradycyjnych sągów o długości 4 m, wysokości 1 m i szerokości 60 cm każdy – które połączone w jedno, dałyby sąg o długości 7 200 kilometrów, sięgający od Oslo do mniej więcej środkowego Konga.
Stara zasada mówi, że stos drewna powinien być ułożony tak, by przez dziury w nim mogła przebiec mysz
Fot. Marcin Jan Gorazdowski
W 1900 roku 2,2 mln Norwegów (tyle wówczas liczyła sobie populacja ojczyzny Larsa Myttinga) spalało rocznie 2,5 mln ton drewna. W kolejnych latach liczba ta podlegała wahaniom, zależnym głównie od rozpowszechnienia i kosztów ogrzewania innymi mediami (prądem elektrycznym, węglem, olejem opałowym) i wydarzeń dziejowych (znaczący wzrost ilości pozyskiwanego drewna opałowego odnotowano podczas II wojny światowej). Po powojennej odbudowie kraju i wkroczeniu w „erę nowoczesności” lat 50. – której symbolami według autora „Porąb i spal” były m.in. szczelne okno, podłoga pokryta linoleum i panelowy grzejnik elektryczny – zużycie drewna jako opału gwałtownie spadało. Przy taniej energii elektrycznej „palenie drewnem stało się beznadziejnie anachroniczne”, chociaż podejmowano próby „utrzymania [tego zwyczaju] przy życiu”, m.in. powołując w 1958 roku Radę Palenia Trocinami (!). Renesans drewna jako źródła ciepła nadszedł w latach 90. ubiegłego wieku, co Mytting wręcz poetycko ujął w zdaniu: „otworzyły się drzwiczki do pieca i rozniecono w środku żar”. Za powrót Norwegów do drewna odpowiada według autora kilka czynników: wzrost cen paliw kopalnych i energii elektrycznej, pojawienie się pieców „o czystym spalaniu” i nowoczesnym designie, różnorakie zaburzenia i perturbacje w gospodarce światowej, rozpowszechnienie taniej i wydajnej łuparki, ułatwiającej cięcie i rozszczepianie drewnianych kłód, aż w końcu – troska o środowisko, będąca efektem naukowo-politycznych dyskusji i decyzji podejmowanych w obliczu zmian klimatycznych. Drewno wróciło do łask. Jednak w rozdziale o wymownym tytule „Zmysły w czasach grzejników elektrycznych” Mytting zauważa, że „renesans palenia drewnem nie daje się w pełni wyjaśnić kwestiami ekonomicznymi. (...) nie ma wiele wspólnego z nostalgią. Naturalnie, można na niego patrzeć jako na element narodowej romantyki, nowoczesny i praktyczny, albo jako na część norweskiej tradycji (...), ale samo to nie wyjaśnia, dlaczego tak wielu ludzi trzyma się metody ogrzewania rodem z epoki kamienia łupanego, mieszkając w domu ze światłowodowym łączem internetowym”. Czy jest więc wyjaśnienie – inne niż ekonomiczno-środowiskowe – powrotu do drewna? Każdy czytelnik „Porąb i spal” zapewne znajdzie własną odpowiedź, a autor omawianej książki odwołuje się m.in. do Henry’ego Davida Thoreau i jego „Waldenu”: „nikt nie przejdzie obojętnie koło sterty drewna. Jest dla nas tak samo cenne, jak było niegdyś dla naszych saksońskich i normandzkich przodków”.
Drzewa obala się, zanim się „rozleniwią”, a więc przed wejściem w fazę wolniejszego wzrostu
Fot. Adriana Bogdanowska
Lars Mytting wprowadza czytelnika także w świat pilarek łańcuchowych i siekier niezbędnych każdemu, kto użytkuje kominek czy piec na drewno, omawia rodzaje i historię powstania tych narzędzi, przedstawia ich najważniejszych producentów. W innym rozdziale otrzymujemy np. sporą dawkę informacji o piecach na drewno. Wiele stron zajmuje kwestia różnorodności sposobów właściwego układania sągów drewna, czyli wspomnianych już wcześniej sztapli: „Stos drewna to coś, co nie sprawia człowiekowi kłopotów. Nie traci wartości na giełdzie. Nie rdzewieje. Nie rozwodzi się. Po prostu stoi i robi jedną, jedyną rzecz – czeka na zimę”. Okazuje się, że banalnej na pozór czynności, czyli zgromadzeniu w jednym miejscu, w sposób w miarę uporządkowany pociętego i porąbanego drewna, można nadać nie tylko praktyczny cel (wysuszenie drewna, co oczywiście ma znaczenie przy jego spalaniu, uzyskaniu pożądanej ilości ciepła, przy jak najmniejszym dymieniu, czyli emisji zanieczyszczeń), ale także znamiona prawie że dzieł sztuki. Pośród licznych zdjęć czyniących omawianą publikację atrakcyjną wizualnie na uwagę zasługują zwłaszcza te, które przedstawiają sągi drewna ułożone (czasem pomalowane) w swoiste rzeźby, np. rybę lub... popiersie norweskiej pary królewskiej! Poradnikowy charakter książki podkreślają także rozdziały poświęcone różnym gatunkom drzew i walorom pozyskiwanego z nich drewna, jego suszeniu, układaniu stosów w palenisku oraz warunkom najkorzystniejszego spalania. Całość uzupełniają ujęte w rozdział „Zimne fakty” informacje dotyczące jednostek miar drewna, wartości opałowej różnych jego rodzajów, zawartości popiołu w suchej masie czy tabele umożliwiające określenie liczby brzóz niezbędnych do uzyskania z ich drewna założonej ilości energii. Wszystko to podane lekko i przystępnie, w formie wręcz gawędziarskiej opowieści, poprzetykane różnymi anegdotami i ciekawostkami związanymi z drewnem, np. o najdłużej płonącym na Ziemi ognisku, rozpalonym w 470 roku n.e. w zaratusztriańskiej świątyni w mieście Jazd w Iranie. Informacje stricte praktyczne podawane są z humorem lub opatrzone ironicznym komentarzem. W tekście i na fotografiach co rusz znajdziemy konkretne, wymienione z imienia i nazwiska osoby, które w różnym zakresie i w różny sposób zainspirowały Larsa Myttinga do napisania książki. Oczywiście, każda książka oprócz autora i treści ma swego adresata, który jest niejako odbiciem i uzupełnieniem celu jej powstania: dla kogo i dlaczego Lars Mytting napisał „Porąb i spal”?
To jakość sama w sobie: wybrać się do lasu, gdy wokół drzew wciąż leżą plamy śniegu, a wiosenne powietrze jest rzadkie i zimne. Zrzucić plecak, wlać benzynę do wiernej pilarki i zacząć
Fot. Adriana Bogdanowska
Na okładce zamieszczono zdanie z recenzji z norweskiego dziennika Dagbladet: „Tę książkę po prostu musisz mieć na półce nad kominkiem”. I z pewnością właściciele kominków życzliwie spojrzą na utwór Myttinga, być może znajdując w nim coś nowego, jakąś informację przydatną w trudzie (a może już nawet i sztuce) rąbania, układania i spalania drewna. Wydawca zachęca do lektury, podkreślając, że autor „pokazuje też, jak silna jest dziś potrzeba ucieczki od cywilizacji, bycia sam na sam ze sobą i obcowania z czysto fizycznymi siłami, z naturą”, a sama książka jest „deklaracją miłości do ciała i przyrody oraz zachętą do korzystania z dobrodziejstw natury”. Stąd już prosta droga do stwierdzenia – chociaż nie pada ono wprost w samej książce – że mamy do czynienia z kolejnym poradnikiem z cyklu „Jak żyć ekologicznie” lub „Bliżej natury”. Czy tak jest w istocie?
Być może zabrzmi to niewiarygodnie, ale w poświęconej drewnu, drzewom i poniekąd lasom książce (nawet w rozdziale zatytułowanym jakże obiecująco „Las”) nie znajdziemy informacji, że las to coś więcej niż tylko miejsce, w którym pozyskuje się drewno. Mamy za to sformułowania typu „zapuszczony, mieszany zagajnik”, „plantacja drewna”, „uprawa lasu energetycznego”, „usunięcie [z leśnego zagajnika] wszystkich wykrotów i niepożądanych gatunków drzew”, „nawożenie [leśnego] poszycia popiołem”. Ścinanie drzew i rąbanie drewna jest więc jedynie pretekstem do specyficznego kontaktu z naturą, którą się poprawia i użytkuje, zabierając z niej tylko to, co dla człowieka najcenniejsze. Wczytajmy się w zamieszczony w jednym z kilku rozdziałów noszących wspólny tytuł „Ludzie lasu” opis lasu użytkowanego przez Arne Fjelda: „Arne zaczął pielęgnować ten lasek tak, jakby każde drzewo było różanym krzewem. Trzykrotnie czyścił zagajnik i usuwał drzewa, które różniły się wysokością od pozostałych. (...) Dziś jednak gospodarze mają wszelkie powody, by odczuwać dumę z efektów swojej pracy. Brzozy stoją prosto jak maszty flagowe. Wiele z nich ma pozbawiony gałęzi pień o długości aż dziewięciu metrów”. Nic, tylko ciąć, łupać i palić, nieprawdaż? W tekście brak nawet wzmianki, czy w tym „lesie” żyją jakiekolwiek inne stworzenia. To po prostu plantacja drzew, źródło standaryzowanego wręcz produktu, czyli brzóz prowadzonych w taki sposób, aby jak najbardziej uprościć ich wyrąb, cięcie i rąbanie na kłody „idealne” do spalenia. Smaczku temu fragmentowi książki nadaje to, że wspomniany właściciel „wzorowego lasu” jest przedstawiony jako ceniony wykładowca w... Norweskim Muzeum Lasu!
Być może wyjaśnieniem takiego podejścia do lasu jest powoływanie się przez Larsa Myttinga na „dobre przykłady” ze Szwecji, dotyczące m.in. ilości pozyskiwanego suchego drewna brzozowego na każde 10 arów lasu energetycznego czy możliwości wykorzystywania ścieków komunalnych do nawożenia takiego lasu. W tym momencie przychodzi na myśl wstrząsający opis zasad szwedzkiej gospodarki leśnej, jaki przedstawił Maciej Zaremba Bielawski w swojej książce „Leśna mafia. Szwedzki thriller ekologiczny”. Przypomnę tylko jedną z opinii tego świetnego dziennikarza, reportażysty i pisarza z polskimi korzeniami: w Szwecji, gdzie lasy zajmują aż 70% powierzchni kraju, rządzący „powierzyli producentom celulozy, podpasek higienicznych i desek heblowanych zadanie kształtowania szwedzkich krajobrazów”, z wszelkimi tego dla lasów i przyrody konsekwencjami – jak łatwo się domyślić, negatywnymi. Dodać wypada, że szwedzkie władze administracyjne mogą przymusić właściciela do wycięcia lasu wbrew jego woli, a odmowa może skończyć się skierowaniem oskarżenia do sądu za popełnienie „przestępstwa przeciw środowisku” (!). Trudno nie odnieść wrażenia, że sprawnie napisana i wciągająca książka Larsa Myttinga „Porąb i spal” jest przejawem takiegoż właśnie myślenia o lasach i drzewach – dostarczycielach wyłącznie paliwa do pieców i kominków, które chyba tylko z przyzwyczajenia (a może z przejęzyczenia) określamy mianem „paliwa ekologicznego”.
Na przełomie 2016 i 2017 roku polscy parlamentarzyści, przy wielkim zaangażowaniu Ministra Środowiska, dopisali własny rozdział do postrzegania roli i znaczenia drzew oraz zadrzewień w środowisku przyrodniczym, swoisty suplement do „Porąb i spal”. W wyniku nowelizacji ustawy o ochronie przyrody z 16 grudnia 2016 roku prywatni właściciele nieruchomości otrzymali pełnię władzy nad wszelakimi rosnącymi na ich gruntach drzewami i krzewami, mogąc je ścinać prawie bez żadnych ograniczeń (a następnie wedle swego uznania porąbać i spalić). Wielu z nich natychmiast skorzystało „ze świętego prawa własności”, więc od 2 stycznia 2017 roku prawie każdego dnia media donosiły o masowych wycinkach drzew, których skala budziła oburzenie nie tylko osób przyrodniczo świadomych i wrażliwych*.
Pewną odtrutką na dochodzący zewsząd warkot pił spalinowych i jęk walących się drzew dla wielu może okazać się lektura książki „Sekretne życie drzew”. Jej autorem jest niemiecki leśnik Peter Wohlleben, który – mimo swego wykształcenia i długiego stażu w niemieckim odpowiedniku Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe – prezentuje jakże odmienne od Larsa Myttinga spojrzenie na drzewa i lasy. Peter Wohlleben to leśnik „nawrócony” – po wielu latach codziennego taksowania „setek świerków, buków, dębów czy sosen pod kątem ich przydatności w tartaku i wartości rynkowej” dziś nie widzi w lesie zakładu produkującego drewno, a na drzewa nie patrzy jak na sterczące pionowo tzw. kubiki czy metry sześcienne surowca tartacznego lub opałowego. Szczerym wyznaniem w „Przedmowie” autor najpełniej opisuje swą przemianę z leśnika-producenta w leśnika-opiekuna drzew i ich ucznia: „Gdy rozpoczynałem zawodową karierę leśnika, tyle wiedziałem o sekretnym życiu drzew, ile rzeźnik o uczuciach zwierząt”.
Peter Wohlleben w bardzo emocjonalny sposób relacjonuje najnowsze naukowe ustalenia i odkrycia dotyczące życia drzew oraz opisuje swój do nich stosunek. Te emocje wyrażają się zwłaszcza w wielu antropomorfizmach. W opisie autora drzewa to istoty mające uczucia, zawierające przyjaźnie, porozumiewające się między sobą w swoim języku, żyjące w społecznościach, w których silniejszy pomaga słabszemu, a rodzic otacza czułą opieką swe potomstwo, ostrzegające się o zagrożeniach itp. Ten język może komuś przeszkadzać – mamy przecież do czynienia z „dorosłą” książką o walorach popularno-naukowych, ale opowiadającą o drzewach za pomocą słów i pojęć przypisywanych raczej baśniom czy też utworom adresowanym do najmłodszych dzieci. Jednak szybko można się do takiego sposobu opowiadania przyzwyczaić, zwłaszcza że w tekście znajdziemy mnóstwo informacji o niezwykłych i wciąż słabo poznanych cechach i zachowaniach drzew. Aż by się prosiło uznać tę książkę za lekturę obowiązkową dla każdego, kto bez wiedzy i wyobraźni, ale z przeświadczeniem bycia mądrzejszym od innych, „miesza” w przepisach regulujących kwestie ochrony przyrody. Ale chyba trochę za bardzo się rozmarzyłem, nieprawdaż?
Aleksander Dorda
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.