Prawo, lewo, prawo, lewo... Długi, czarny, elastyczny, silnie wygięty ku górze i nieco otwarty dziób przeczesuje systematycznie cienką warstwę wody nad błotnistym dnem płytkich rozlewisk przy brzegach "śląskiego morza" - zbiornika zaporowego na Wiśle w okolicach Goczałkowic. W ten bardzo charakterystyczny sposób skutecznie wyłapuje żyjące licznie w tym środowisku drobne skorupiaki, pierścienice i owady rzadki nad naszymi wodami gość - szablodziób (Recurvirostra avosetta).
Długie, niebieskoszare nogi to druga, po wyjąt- kowym dziobie, charakterystyczna ozdoba szablodzioba
Fot. Marcin Karetta
Przez stulecia ten przedstawiciel rzędu ptaków siewkowych (Charadriiformes), rodziny szczudłonogich (Recurvirostridae) był w naszym kraju obserwowany jedynie sporadycznie. Gniazduje zwykle nad morzami, w błotnistych zatokach i lagunach, przy ujściach rzek, znacznie rzadziej nad jeziorami - głównie słonymi. Jego liczne kolonie lęgowe znajdują się w południowo-wschodniej Azji, południowej Europie i w Afryce. Niegdyś był także dość liczny na wybrzeżach Bałtyku, Morza Północnego i u europejskich brzegów Atlantyku, jednak m.in. z powodu wybierania przez ludzi jaj na cele kulinarne, na początku XX w. stał się tu skrajnie rzadki. Częściej można go było spotkać jedynie podczas sezonowych przelotów na zimowiska, które zlokalizowane się m.in. na Półwyspie Iberyjskim. W drugiej połowie ubiegłego wieku jego zachodnioeuropejska populacja lęgowa zaczęła się odbudowywać, co zaczęło skutkować coraz liczniejszymi spotkaniami wędrujących osobników także w Polsce. Od końca lat siedemdziesiątych nasilały się w naszym kraju obserwacje przelotnych szablodziobów - wiosną mniej więcej od ostatnich dni marca do końca maja, a po zakończeniu lęgów od lipca do października. Przeważnie były to pojedyncze osobniki lub pary, choć w roku 1996 zdarzyło się i stadko liczące ponad 10 ptaków. Choć owe coraz częstsze obserwacje pozwalały ornitologom oczekiwać także pojawienia się w Polsce lęgów tego gatunku, trzeba było na to wydarzenie poczekać do ostatnich lat XX wieku 1.
Zaniepokojony szablodziób podrywa się do lotu wydając donośny, fletowy głos i krąży w pobliżu drapieżnika
Fot. Marcin Karetta
Dopiero w połowie maja 1994 r., w okolicach miejscowości Wizna nad Narwią znaleziono trzy gniazda z jajami. Ptaki te przypuszczalnie jednak utraciły swe zniesienia, gdyż podczas kolejnej kontroli już ich nie odnaleziono. Po stracie jaj lub piskląt szablodzioby często podejmują jednak tego samego roku kolejną próbę lęgów. I to właśnie prawdopodobnie powtórny lęg jednej z tych trzech par zakończył się powodzeniem! W pobliżu wsi Łęg, w drugiej połowie lipca tego roku widziano dorosłego szablodzioba wraz z czterema pisklętami. Dwa lata później para ptaków z tego gatunku zbudowała gniazdo i złożyła jaja w Policach pod Szczecinem. Lęg ten niestety został zniszczony.
Szablodzioby niemal cały czas przebywają w płytkiej wodzie - tam żerują i odpoczywają
Fot. Marcin Karetta
W 2002 roku szablodzioby sprawiły kolejną niespodziankę! W wyniku rozpoczętego remontu wału zapory Zbiornika Goczałkowickiego znacznie obniżono w nim poziom wody. Zmniejszająca się powierzchnia zalanej części zbiornika stworzyła doskonałe warunki bytowe dla ptactwa wodno-błotnego. Już na przełomie kwietnia i maja zauważono tu żerujące szablodzioby. Widywano je regularnie podczas niemal każdej wizyty 2 - w liczbie do czterech osobników. Obserwowano także ich oryginalne toki. Ptaki te stają wówczas kołem głowami do siebie (oczywiście przy zaledwie 2 lub 4 tokujących osobnikach jest ono nieco kanciaste), pochylają się kładąc dziób na ziemi i wydają głośne okrzyki. Wreszcie na początku czerwca, znaleziono dwa oddalone od siebie gniazda. W jednym z nich było już wyklute pisklę i trzy jaja. Gniazdo to znaleziono na kamienistej wyspie, gdzie sąsiadowało z lęgami śmieszek i rybitw rzecznych. Drugie znajdowało się na fragmencie lewego wału Wisły, oddzielonego od stałego lądu kilkumetrowej szerokości kanałem. Ten lęg był nieco późniejszy - na dosyć skąpej wyściółce leżały cztery jaja.
Niedługo potem przyszły obfite deszcze i woda spływająca do Zbiornika zalała wszystkie wyspy i większą część wiślanych wałów. Trzeba się było pogodzić z myślą o wielu zniszczonych lęgach, w tym i szablodziobów. Jak się jednak okazało, młode z jednego lęgu zdążyły się już wcześniej wykluć, dotarły do odległego lądu i przeżyły powódź. Swój ratunek zawdzięczały cesze wyróżniającej szablodzioby wśród ich brodzących krewniaków. Ptaki te mają bowiem palce u długich niebieskich nóg spięte błoną i wyśmienicie pływają. Dorosłe osobniki - podobnie jak mewy czy rybitwy - potrafią nawet lądować na wodzie i podrywać się z jej powierzchni do lotu. Co ciekawe - w razie potrzeby umieją także zanurkować i przepłynąć pod wodą spory dystans, wiosłując skrzydłami.
Na początku kalendarzowego lata cztery pisklęta pływały sobie dumnie wraz z rodzicami na jednym z większych, izolowanych rozlewisk. Z tygodnia na tydzień upodabniały się do dorosłych ptaków i osiągały ich wielkość (zbliżoną do rozmiarów gołębia). Już po uzyskaniu zdolności lotu przeniosły się w południowe rejony zbiornika, by późnym latem ostatecznie go opuścić.
Dorosły szablodziób polujący na bezkręgowce na płyciznach Zbiornika Goczałkowickiego
Fot. Marcin Karetta
Prawdopodobnie jestem jedynym człowiekiem, który miał okazję przebywać w bezpośrednim sąsiedztwie tych młodych szablodziobów. Ptaki te były bardzo płochliwe. Tymczasem kryjówka, z której je fotografowałem, okazała się na tyle dobra, że kilka razy zdarzyło się, iż cała czwórka piskląt żerowała w odległości mniejszej niż jeden metr ode mnie. Początkowo byłem z tego bardzo zadowolony. W miarę upływu czasu zacząłem się jednak obawiać, że nie uda mi się zrobić ani jednego zdjęcia, gdyż moim teleobiektywem nie można ustawić ostrości na tak niewielki dystans. Na szczęście młode szablodzioby uznały w pewnym momencie, że muszą wracać do rodziców i spokojnie sobie odeszły. Pozwoliły mi tym samym na naświetlenie kilku klatek.
Niski stan wody na Zbiorniku Goczałkowickim ma być utrzymany jeszcze przez kilka lat. Nic więc nie stoi na przeszkodzie, żeby te wielce oryginalne z wyglądu i zachowania ptaki ponownie wyprowadziły lęgi na Górnym Śląsku. Trzeba jedynie trzymać kciuki, by niespodziewane zmiany poziomu wody nie niszczyły ich gniazd.
Marcin Karetta