Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra”
 


Władze Szklarskiej Poręby chcą zmniejszyć Karkonoski PN

W tym roku obchodzimy Międzynarodowy Rok Gór, który władze samorządowe Szklarskiej Poręby postanowiły uczcić w swoisty sposób. 17 lipca 2002 r. wystosowały do Rady Ministrów wniosek o wyłączenie z granic obecnego Karkonoskiego Parku Narodowego 553,05 ha, co stanowi ok. 10% jego powierzchni.

„Lolobrygida” - jedna z nartostrad biegnących ze Szrenicy do Szklarskiej Poręby

„Lolobrygida” - jedna z nartostrad biegnących ze Szrenicy do Szklarskiej Poręby
Fot. Andrzej Kepel

Tereny te miałyby zostać przeznaczone pod inwestycje narciarskie i turystyczne - m.in. poszerzenie istniejących nartostrad i utworzenie nowych, wytyczenie trasy dla rowerów górskich oraz zbudowanie nowych kolei linowych. To tylko niektóre z propozycji, które według Zarządu Miejskiego w Szklarskiej Porębie są „wyrazem poszanowania i wyeksponowania najbardziej cennych przyrodniczo obszarów”. W podsumowaniu wniosku możemy m.in. przeczytać, iż „wyłączenie z Karkonoskiego Parku Narodowego terenów, na których znajdują się od kilkudziesięciu lat obiekty infrastruktury narciarskiej i turystycznej, umożliwi utrzymanie tych obiektów we właściwym - bezpiecznym stanie technicznym”.

Ministerstwo Środowiska wyraziło zdecydowany sprzeciw wobec tego pomysłu. Wszak zgodnie z ustawą i podstawowymi zasadami ochrony przyrody, zachowanie walorów naturalnych ma w parkach narodowych absolutny priorytet nad lokalnymi interesami gospodarczymi. Postulowany do wyłączenia teren, zgodnie z licznymi opracowaniami naukowymi, jest bardzo cenny pod względem przyrodniczym i w żadnym wypadku nie powinien być wyłączany z granic KPN. Przeciwnie - postuluje się objęcie jego części ochroną ścisłą. Protest przeciwko zakusom lobby narciarsko-biznesowego wyraziły także liczne społeczne organizacje przyrodnicze - w tym i PTOP „Salamandra”.

Wniosek władz samorządowych Szklarskiej Poręby można uznać za kuriozalny. Najbardziej jednak martwi fakt, że nie jest to przypadek odosobniony. Coraz częściej spotykamy się z tym, iż gminy traktują należące do nich tereny o wybitnych walorach przyrodniczych wyłącznie jako kapitał, mogący przynieść szybki zysk w przypadku przeznaczenia ich pod różnego typu inwestycje, a związane z tym nieodwracalne straty przyrodnicze nie mają dla nich jakiegokolwiek znaczenia. W zasadzie trudno się temu dziwić. Zdecydowana większość samorządów (jeśli nie wszystkie) boryka się z brakiem środków na najpilniejsze potrzeby. Nie powinno więc być zaskoczeniem, że zawsze znajdą się wśród nich takie, które spróbują zaspokoić je także kosztem naszego przyrodniczego dziedzictwa, które z perspektywy rocznych budżetów gminy, postrzegają jako nisko produktywne. Problem polega nie na „krótkowzrocznej pazerności” lokalnych władz - tę trzeba wkalkulować w koszty demokracji - lecz na tym, że może się ona okazywać skuteczna. Nie można więc ograniczać się jedynie do zwalczania pojedynczych szalonych pomysłów. Nawet jeśli w paru przypadkach, dzięki determinacji przyrodników, interes środowiska naturalnego wygra, w tym samym czasie dziesiątki innych enklaw przyrodniczych ulegną dewastacji poza naszą wiedzą. Wszystkiego nie upilnujemy. Naszą troską powinno więc być także doprowadzenie do powstania takiego prawa, które zapewni skuteczną ochronę najcenniejszych wartości polskiej przyrody przed zachłannością, której wszak nie wyplenimy z ludzkiej natury.

Andrzej Kepel
Adriana Bogdanowska






















Wybór numeru


Uwaga. To jest artykuł archiwalny. Przedstawione w nim informacje odpowiadają sytuacji, stanowi wiedzy i przepisom obowiązującym w chwili oddawania go do druku. Obecnie mogą one być nieaktualne.