Pewnego zimowego dnia (22 lutego 1999 r.), przez otwarte okno do hali produkcyjnej Zakładów Odzieżowych „ODRA” w Szczecinie wleciał... nietoperz. Biedaczysko wplątało się w nici jednej z maszyn i nie potrafiło się wydostać. Na szczęście znalazła się pracownica, która odważyła się przeciąć nici i uratować zwierzę. W tym samym dniu dostarczono je do schroniska dla zwierząt. Tam niestety nie zadbano o jego żołądek! Wreszcie po dwóch dniach nietoperz trafił do nas. Okazało się, że jest to borowiec wielki (Nyctalus noctula).
W przypadku większości żyjących w Polsce gatunków (np. nocków, gacków czy mroczków), zwykle należałoby przenieść delikwenta do jakiejś fortyfikacji, o której wiadomo, że zimują w niej nietoperze. Tam zapadłby w stan hibernacji i doczekał wiosny. Jednak borowiec należy do tak zwanych nietoperzy leśnych, których zimowiska w naszym kraju są zupełnie nierozpoznane. Wiadomo jedynie, że miejscem ich hibernacji mogą być np. głębokie dziuple w grubych drzewach. Jak jednak znaleźć dziuplę, która na 100% będzie mu odpowiadała? Ponadto, podczas opisanych przejść, osobnik ten stracił znaczną część swoich zapasów tłuszczu i pozostawiony sam sobie miałby małe szanse przeżyć kolejne miesiące hibernacji. W takim przypadku jedynym rozwiązaniem jest hodowla nietoperza w cieple i zapewnienie mu pożywienia.
Zadbaliśmy więc, aby nasz podopieczny (był to samiec) miał przytulne mieszkanko w dużym terrarium, ciągłe dostawy świeżych larw mącznika młynarka (Tenebrio molitor) oraz wodę. Borowiec nie potrafił jednak samodzielnie pić z miseczki. Aby zapobiec odwodnieniu, musieliśmy poić go za pomocą pipety. Początkowo apetyt wyraźnie mu nie dopisywał. Rozdrabnialiśmy więc cierpliwie larwy mącznika i podawaliśmy mu jedzenie w postaci papki. Pierwsze odchody nietoperza ogromnie nas uradowały. Pomyśleliśmy, że to dobry znak. Po kilku dniach nietoperz na dobre oswoił się ze swoim tymczasowym mieszkaniem. Ożywiał się szczególnie po godzinie osiemnastej. Dokonywał wtedy akrobatycznych wyczynów w klatce. Najbardziej zaskoczył nas swoim spokojem podczas bliskiego, dotykowego kontaktu z człowiekiem. Po dwóch miesiącach mogłam bez obaw wychodzić z nim na „spacer”, poza pomieszczenie w którym przebywał. Borowiec podczas kolacji objadał się owadami i ledwo nadążaliśmy uzupełniać zapasy przeznaczonej dla niego żywności. Wyjątkowo żarłoczne stworzenie!
Po dwóch miesiącach, gdy wiosna na dobre zawitała w nasze strony, podjęliśmy decyzję o wypuszczeniu nietoperza. Wybraliśmy najbardziej „dziuplaste” miejsce w Szczecinie, w pobliżu niewielkich oczek wodnych. Trochę obawialiśmy się, czy „nasz” nietoperz po dwóch miesiącach przerwy, nie zapomniał jak się lata. Rzeczywiście, pierwsza próba lotu była chybiona, jednak druga zakończyła się pełnym sukcesem. Borowiec okrążył nas na pożegnanie i zniknął wśród gałęzi drzew. Mamy nadzieję, że odnalazł „swoich”.
Magdalena Dzięgielewska
Koło Chiropterologiczne PTOP „Salamandra” w Szczecinie