W 1998 roku zrealizowałam swoje wielkie marzenie. Od 30 kwietnia do 25 września pracowałam w Parku Narodowym Carlsbad Caverns (CCNP), jako wolontariuszka Cave Resources Office (w wolnym tłumaczeniu - Biuro Zasobów Jaskiniowych). Park ten położony jest na południu stanu Nowy Meksyk w USA i graniczy z Parkiem Narodowym Guadalupe Mountain w Teksasie.
Wejście do jaskini Carlsbad Caverns
Fot. Małgorzata Roemer
Jest to jeden ze starszych parków narodowych w USA. Utworzono go w 1923 roku, przede wszystkim w celu ochrony obfitujących w niesamowite jaskinie wapiennych gór oraz unikalnej flory i fauny Półpustyni Chihuahuan. Właśnie zauroczenie jedną z tamtejszych „dziur” o nazwie Lechuguilla sprowadziło mnie po raz pierwszy cztery lata temu na teren CCNP. Wzięłam wówczas udział w wyprawie eksploracyjnej grupy LEARN (Lechuguilla Exploration and Research Network) do Lechuguilli. Miałam również okazję popracować w kilku innych jaskiniach tego Parku.
W sumie, w 1995 r. spędziłam trzy tygodnie na półpustyni i w jej podziemiach, a to wystarczyło bym zakochała się bez reszty w egzotyce tego odległego zakątka świata. Od tego czasu nie przestawałam marzyć o jaskiniach, przyrodzie i ludziach z CCNP. Śniłam o powrocie! Kiedy wydawało się, że podołam finansowo, poprosiłam o zatrudnienie mnie jako ochotniczki w Biurze zajmującym się wszystkim co wiąże się z tamtejszymi jaskiniami. Udało się!
Autorka artykułu w swoim służbowym stroju
Fot. Małgorzata Roemer
Po przybyciu do Parku zostałam zakwaterowana w „domu kobiet” i przedstawiona moim szefom oraz przyszłym współpracownikom. Dowiedziałam się też jakie mam prawa i czego kategorycznie się zakazuje. Po otrzymaniu munduru wolontariusza byłam już stuprocentowym pracownikiem CCNP. Przydzielono mi obowiązki i od tego momentu oczekiwano ode mnie pełnej fachowości oraz zaangażowania. Mimo że wyglądało to nieco szorstko, od początku wiedziałam, że przeżyję najpiękniejsze wakacje, i to z ludźmi „nie z tej Ziemi”!
Wszędzie przyjmowano mnie z otwartymi ramionami. Proponowano pomoc w każdym zakresie (wypożyczenie samochodu, pokazanie najtańszych sklepów, rady jak i gdzie spędzić weekend, gdzie iść popływać itp.), zapraszano na grilla lub wspólny wypad do kina. Odczuwałam ogólną życzliwość. Pomagano mi też w poznawaniu Nowego Meksyku - tak odmiennego od innych stanów USA. Zajmuje on powierzchnię porównywalną z terytorium Polski. Kultura Indian miesza się tu ze współczesną cywilizacją konsumpcyjną, obowiązują dwa języki: angielski i hiszpański, a dominującą wonią nie jest zapach hamburgera, lecz chili.
Wróćmy jednak do moich obowiązków, które w przeważającej części były dla mnie przyjemnością. Należały do nich wszelkiego rodzaju „zadania jaskiniowo-biurowe” - począwszy od parzenia kawy, przez porządkowanie biura i magazynu sprzętu, aż do moich wymarzonych prac w jaskiniach. Przewodziłam grupom eksploracyjnym, filmowym, oraz prowadzącym działania ochronne, asystowałam naukowcom w ich badaniach, pomagałam szkolić ekspedycje w przepisach dotyczących ochrony jaskiń i półpustyni. Szukałam także nowych jaskiń, prowadziłam własne prace eksploracyjne, wykonywałam dokumentację fotograficzną i topograficzną, ślęczałam przy komputerze wprowadzając do niego dane kartograficzne, przygotowywałam projekty ochronne i pomagałam w ich realizacji. W ramach tych obowiązków zwiedziłam na terenie CCNP 24 jaskinie i kilka poza jego granicami. Wzięłam udział w dwóch 5-dniowych biwakach w Lechuguilli i kilkunastu 24-godzinnych wejściach do różnych grot. W sumie, ze 149 dni w CCNP - 83 spędziłam pod ziemią. Tyle osobistej statystyki.
Do tej pory w granicach Parku Narodowego Carlsbad Caverns znanych jest 86 jaskiń. Największa z nich to Lechuguilla - główne wyzwanie eksploracyjno-badawcze na tym terenie.
Carlsbad Caverns - przepiękne nacieki kalcytowe w Big Room
Fot. National Park Service
Do niedawna była ona znana jako ciekawostka historyczna - niewielka, długa na niespełna 200 m grota, w której do 1914 roku wydobywano nietoperzowe guano na nawóz. Dopiero 26 maja 1986 roku dokopano się do początku dalszej części. Do dzisiaj wyeksplorowano przeszło 150 km korytarzy, dochodząc do głębokości 500 m poniżej otworu! Stawia to ją na pierwszej pozycji pod względem głębokości, wśród jaskiń kontynentalnej części USA i na 5 miejscu w świecie pod względem długości. Geolodzy zapewniają, że prawdopodobnie mamy w niej jeszcze do odkrycia kolejnych 100 km korytarzy i sal.
Drugim podziemnym gigantem jest jaskinia Carlsbad Caverns, od której nazwę przyjął cały Park Narodowy. Powstała ona w ryfie wapiennym, datowanym na 250 mln lat. Jej do tej pory znana długość to 50 km. Carlsbad Caverns jest częściowo udostępniona dla turystów. Można się np. przespacerować po Big Room - podziemnej sali zajmującej 6 hektarów (jedna z największych na świecie). Dwie trasy dostosowano do wymogów ludzi niepełnosprawnych, poruszających się np. na wózkach inwalidzkich. Poza tym można wziąć udział w trzech podziemnych wycieczkach o zwiększonej trudności. Left Hand Tunnel jest trasą łatwą - spaceruje się z latarniami i po naturalnym spągu (tak fachowo nazywa się dno jaskini), czasami przeskakując maleńkie jeziorka lub nachylając się. Lower Cave to korytarze pod Big Room, słynące z przepięknych skupisk pereł jaskiniowych1 i wspinaczki po drabinie. White Giant jest trasą wymagająca dobrej kondycji fizycznej. Pokonuje się ją pod opieką dwóch przewodników (rangersów), w kaskach ze światłem elektrycznym2. Trzeba się tu sporo czołgać, sforsować zacisk i przejść zapieraczką 5-metrowy komin, wytrawersować szczelinę..., jednym słowem wielka przygoda dla „weekendowego grotołaza”.
Atrakcją CC (Amerykanie lubią używać skrótów) jest również cowieczorny wylot nietoperzy na żerowiska. Legenda głosi, że wejście do jaskini odkrył na początku XX w. młody kowboj Jim White, podążający ku widocznemu z oddali pióropuszowi dymu. Z bliska „dym” okazał się być rojem nietoperzy.
Jaskinie Parku Narodowego Carlsbad Caverns zachwycają swoją niezwykle bogatą szatą naciekową
Fot. Małgorzata Roemer
Obecnie przez główny otwór jaskini, o wysokości i szerokości ponad 60 m, wylatuje w ciągu minuty około 5 tysięcy molosów meksykańskich (Tadarida brasiliensis mexicana). W trakcie letnich miesięcy nietoperze te mieszkają w części groty zwanej Bat Cave, tworząc kolonię rozrodczą, liczącą w ostatnich latach od 250.000 - 350.000 osobników. Jeszcze w 1936 roku rozmiary tej kolonii szacowano na 8,7 miliona samic, ale chemizacja rolnictwa, a przede wszystkim stosowanie DDT, spowodowała drastyczny spadek liczebności nietoperzy w całym „cywilizowanym” świecie. W Carlsbad Cavern stwierdzono także współczesne występowanie 13 kolejnych taksonów nietoperzy. Niektóre z nich należą do występujących i w Polsce rodzajów: nocek (Myotis), mroczek (Eptesicus) i karlik (Pipistrellus) ale reprezentują oczywiście amerykańskie gatunki. Obserwuje się jedynie pojedyncze ich osobniki. Jedynie w przypadku nocka obrębionego (Myotis thysanodes) znane jest jego „większe” skupienie, liczące 150 - 200 osobników. W Polsce byłaby to duża kolonia, jednak tutaj - w porównaniu z liczebnością molosów... - cóż, „nikną w tłumie”. W jaskini tej znaleziono także szczątki kostne trzech kolejnych gatunków nietoperzy. Są to różne nocki, żyjące obecnie na terenie Parku i prawdoodobnie korzystające z tutejszych jaskiń - w tym i z CC.
W miejscu, gdzie przebywają setki tysięcy nietoperzy, pracować można tylko w masce
Fot. Małgorzata Roemer
Na terenie CCNP są jeszcze dwie jaskinie dostępne dla wszystkich turystów (Spider Cave nieopodal centrum turystycznego i New Cave w Slaughter Canyon) oraz osiem jaskiń o różnej trudności technicznej, w których wolno chodzić grotołazom (wymagane jest zezwolenie z Cave Resources Office). Wśród nich jest Ogle Cave, którą wolno zwiedzać tylko z pracownikiem Cave Resources Office. Można w niej przeżyć fantastyczny zjazd w głębokiej na prawie 100 m studni wejściowej i obejrzeć w gigantycznej podziemnej pustce drugi pod względem wysokości stalagnat na świecie (mierzący 31,1 m - zaledwie o kilka metrów krótszy od rekordzisty z chińskiej Jaskini Smoka). Ogólnie penetracja jaskiń Półpustyni Chihuahuan sprawia niesamowitą przyjemność. Niezbyt trudne technicznie dla absolwenta polskich kursów taternictwa jaskiniowego, zachwycają pięknem i unikalnością szaty naciekowej oraz... temperaturami powietrza. Te wahają się pomiędzy +16°C w Carlsbad Caverns, a +24°C w Lechuguilli.
Całą tę frajdę z ciepełkiem odrobinę psuje przeszło 90% wilgotności powietrza oraz wszędobylski piasek lub gips, które pomagają w zdobyciu bardzo trudno gojących się otarć i odparzeń. Jednak to właśnie wysokie temperatury, wilgotność powietrza i osobliwość budowy geologiczno-mineralogicznej Guadalupe Mountain przyczyniają się do odmienności tutejszych pustek i szaty naciekowej. Ogromny wpływ na ich dzisiejsze rozmiary miała docierająca z powierzchni woda o bardzo dużej zawartości CO2, a także wydobywające się z wnętrza naszej planety gazy, zawierające siarkę. Po wymieszaniu się tych składników powstawały kwasy, znacznie przyspieszające znane nam z tatrzańskich jaskiń procesy rozpuszczania skał wapiennych. Przy zachodzących równolegle procesach wytrącania, obok powszechnego kalcytu, czyli węglanu wapnia (CaCO3), pojawia się gips (CaSO4x2H2O) odkładający się w postaci grubych nawet na 10 m pokładów (np. w Glacier Bay czy Prickly Ice Cube Room w Lechuguilli), lub tworzący niesamowitą, odmienną od kalcytowej szatę naciekową (np. „żyrandole” o długości do 5 m w Chandelier Ballroom).
Perły jaskiniowe
Fot. National Park Service
Egzotyczne są również niektóre z niebezpieczeństw czyhające na grotołaza. Przede wszystkim dojścia do jaskiń nie należą do najłatwiejszych. We znaki dają się: niemiłosiernie palące słonce i związany z tym upał oraz nagłe i krótkotrwałe burze, które potrafią w ciągu zaledwie kilku minut obniżyć temperaturę powietrza nawet o 15°C. Trzeba też uważać na zwierzaki, które mieszkają w przyotworowych partiach jaskiń - np. na grzechotniki, skorpiony, lub duże, kosmate pająki. Ich ukąszenie nie powoduje śmierci, ale jest bardzo (!!!) bolesne, kończy się znaczną opuchlizną i miejscowymi paraliżami oraz niezaplanowaną wycieczką do szpitala. Największą przyjemność, a zarazem strach, może spowodować spotkanie w jaskini... pumy, która jest kotem dość licznie występującym w CCNP. Trudno tego zwierzaka wypatrzyć, jednak śladów jego bytności jest wszędzie pełno. A jak już się uda go zobaczyć - uwierzcie mi na słowo - jest to jedno z najgłębszych przeżyć.
Innym zagrożeniem dla miłośników podziemi są choroby pochodzenia zwierzęcego: hantavirus roznoszony przez gryzonie oraz histoplazmoza - powodowana przez grzyby utrzymujące się w ciepłym klimacie na odchodach nietoperzy. Istnieje też potencjalne ryzyko zarażenia się wścieklizną, gdyż wśród tutejszych nietoperzy spotyka się osobniki zarażone tym wirusem. Dlatego też wymagano ode mnie, przed podjęciem pracy w Parku, szczepienia przeciwko tej śmiertelnie groźnej chorobie.
Wśród ubogiej roślinności Półpustyni Chihuahuan wyróżniają się jukki wysokie (Yucca elata), zwane przez Amerykanów drzewami mydlanymi
Fot. Małgorzata Roemer
Teoretycznie miałam pracować 40 godzin tygodniowo. W zamian otrzymałam bezpłatne miejsce do spania, możliwość udziału w różnych szkoleniach, komputer z dostępem do Internetu oraz 5 $ za minimum 6-godzinny dzień pracy. To tylko korzyści materialne. Przede wszystkim jednak wolontariat w CCNP dał mi nowe przyjaźnie, udoskonalił znajomość angielskiego, pogłębił wiedzę z zakresu kartografii, geologii, mineralogii, biologii, archeologii itp., a co najważniejsze - dał szansę spełnienia marzeń! Dlatego też przez cały pobyt w Parku byłam strasznym pracoholikiem. Jednakże dzięki temu już na początku zdobyłam zaufanie szefów, a bez tego ani rusz w CCNP. Wiele jaskiń lub prac w nich wykonywanych objętych jest ścisłą tajemnicą. Nie wolno mi mówić o kilku odwiedzonych przeze mnie grotach, używać ich nazw, bądź opisywać gdzie się znajdują. W takich jaskiniach zabronione jest fotografowanie na prywatny użytek. Nie wolno mi udzielać informacji gdzie mieszkają pumy, albo co widziałam w niektórych jaskiniach. I mimo że na początku trochę mnie to drażniło, bardzo szybko zrozumiałam dlaczego niezbędne są tak daleko posunięte środki ostrożności. Niestety przyczyny te znamy także z własnego, polskiego podwórka. Gdy w grę wchodzą pieniądze, dla niektórych ludzi nie ma żadnych świętości. A w wielu grotach Półpustyni Chihuahuan znajdują się przeapetyczne kąski dla mineralogów-kolekcjonerów. Nie brak także na świecie ludzi chorych, którzy są gotowi czynić okropności jedynie po to, aby sprawić innym przykrość. Wreszcie przyczyną dewastacji są często zwykła niewiedza bądź bezdenna głupota. Poznałam wiele związanych z tym wstrząsających historii - np. o wycięciu wszystkich nacieków kalcytowych (!) w McKitric Cave, na produkcję... uzdrawiającej nalewki.
Ochronę jaskiń w CCNP utrudnia wielkość tego parku - 18 896 hektarów. Zgodnie z amerykańskim prawem każdemu wolno tu chodzić poza wytyczonymi szlakami. Zezwoleń wymaga się tylko na wejścia do jaskiń i biwakowanie w granicach Parku. Pracownicy Parku nie są więc w stanie wszystkich upilnować. Dlatego jeżeli to możliwe, lepiej zachować w tajemnicy lokalizację najcenniejszych obiektów, a jeśli rozmiary otworów wejściowych do jaskiń nie są zbyt duże - zamknąć je specjalnymi kratami. Niestety, wiele złego czynią publikacje prasowe, programy TV lub różne prelekcje. Często zachęcają one do „zaliczenia” kolejnych znanych miejsc. A przecież każdy pobyt człowieka w jaskini wpływa destrukcyjnie na istniejącą w niej równowagę klimatyczną, bakteriologiczną itd. Dlatego wprowadzono sankcje za fotografowanie czy dzielenie się wspomnieniami z niektórych miejsc. Za zwiedzanie grot bez zezwolenia, wandalizm lub zaplanowaną dewastację, grożą wysokie kary pieniężne (najniższa to 250 $ - dużo nawet dla Amerykanina), procesy, a w drastycznych wypadkach więzienie.
Tak więc kilka miesięcy 1998 roku spędziłam w prawdziwym „raju Gosiaczka”. Był to czas porywającej pracy oraz cudownych kontaktów z naturą i mieszkającymi tam ludźmi. Moi czterej szefowie: Gary, Dale, Jason i Stan, zwrócili mi uwagę na wiele ważnych zagadnień związanych z jaskiniami, ich ochroną i całym tym „grotołażeniem”. Indianka Julia i przyroda Półpustyni Chihuahuan nauczyły mnie szacunku dla natury i ludzi. Chciałabym podziękować wszystkim, którzy pomogli mi spełnić marzenia, a także moim rodzicom, Jens'owi oraz przyjaciołom, którzy wierzyli we mnie i w to, że zrealizuję moją obsesję.
Znowu tęsknię...
Gosia z Kosiorów - Roemer
Małgorzata Roemer od dawna jest członkiem „Salamandry”. Łącząc pasję speleologa z fascynacją przyrodą często dostarcza cennych informacji np. o występowaniu nietoperzy w jaskiniach Tatrzańskich. Do ostatecznej korekty autorskiej powyższy artykuł wysyłaliśmy autorce znów do Parku Narodowego Carlsbad Caverns. Tak więc tęsknota zwyciężyła.
Redakcja