Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra”
 

Nocni łowcy dżdżownic

Jeszcze nie tak dawno borsuki były uważane za istoty ponure, zgryźliwe i nie znoszące towarzystwa. Tymczasem są to zwierzęta bardzo rodzinne i lubiące zabawę. Wiele z ich obyczajów i zachowań do złudzenia przypomina ludzkie, a przynajmniej takie, jakie u gatunku Homo sapiens chcielibyśmy widzieć.

Borsuki (Meles meles) - po staropolsku nazywane jaźwcami - należą do drapieżników (Carnivora), choć ze swą ociężałością, krępym tułowiem i krótkimi nogami nie sprawiają takiego wrażenia. Są wyjątkiem, zwłaszcza wśród smukłych i zwinnych przedstawicieli rodziny łasicowatych (Mustelidae), której są członkami.

Można je spotkać (choć to niełatwe) głównie w lasach oraz na leżących w ich pobliżu polach i łąkach, a czasami w pobliżu zabudowań. Żyją w kilku-borsukowych grupach rodzinnych, z których każda zajmuje swoje terytorium. Choć rzeczywiście podczas zdobywania pożywienia u borsuków obowiązuje zasada „każdy sobie rzepkę skrobie”, to poza wyprawami łowieckimi zwierzęta wiele czasu spędzają razem. Obserwacje wykazały, że tak jak przystało na porządną rodzinę, dzieci (które rodzą się w norach wczesną wiosną, a pojawiają na powierzchni w maju i czerwcu) spędzają czas głównie na zabawie, natomiast dorosłe osobniki lustrują otoczenie, doglądają igraszek potomstwa oraz wykonują różne prace domowe (o których nieco szerzej za chwilę). Jednak nierzadko nawet stateczne borsuki, które młodość mają już dawno za sobą, włączają się do zabaw borsucząt (często je wręcz prowokując) albo nawet bawią się między sobą. Żywot borsuczych rodzin, dopóki nikt ich nie niepokoi, sprawia więc wrażenie familijnej sielanki.

Podwórkowi biesiadnicy

Borsuki prowadzą skryty tryb życia, ale oczywiście są wyjątki. W pewnej beskidzkiej wsi miałem okazję obserwować dwa jaźwce, które po zmierzchu przychodziły na podwórko wyjadać kuchenne resztki (notabene, specjalnie dla nich wystawiane). Nie przeszkadzał im nawet ujadający kilka metrów dalej pies. Jeden z nocnych gości chyba nie chciał za bardzo oddalać się od źródła łatwego pokarmu, ponieważ na dzień schował się w wąskim betonowym przepuście pod drogą, tuż za bramą posesji, na terenie której się dożywiał.

Życie socjalne borsuków skupia się wokół ich nor, z których wykonawcy mogliby być bardzo dumni, gdyby znali takie uczucie (a być może znają i są dumne...). Borsucze mieszkania to bowiem imponujące konstrukcje. Posiadają zwykle kilka lub kilkanaście wejść (do których prowadzą wyraźnie wydeptane ścieżki) i często są przez gospodarzy rozbudowywane lub przebudowywane. Niektóre systemy nor to prawdziwe podziemne pałace. Trudno sobie to wyobrazić, ale taka rezydencja może mieć nawet kilkaset metrów korytarzy, wiele komór na różnych poziomach, a jej wielkość niekiedy przekracza powierzchnię trzech standardowych M-5! Zbudowanie takiego labiryntu wymaga wielu lat lub dziesięcioleci prac. Nic więc dziwnego, że borsucze rodziny (niczym stare rody szlacheckie) są bardzo przywiązane do swoich posiadłości i jeśli nie muszą, to ich nie porzucają. Niektóre nory mogą być zajmowane przez 100 i więcej lat, np. w Puszczy Białowieskiej obecnie zamieszkała nora była kryjówką borsuków już ponad 180 lat temu.

Gdyby nie charakterystyczne ubarwienie głowy borsuk byłby zupełnie niewidoczny na tle nory

Gdyby nie charakterystyczne ubarwienie głowy borsuk byłby zupełnie niewidoczny na tle nory
Fot. Renata i Marek Kosińscy

Jeśli ma się siedzibę, która ma służyć wielu pokoleniom, to należy o nią dbać. I borsuki robią to z zaangażowaniem większym niż wielu ludzi. Oprócz prac budowlanych i remontowych (pogłębianie nor, dbanie o stan wejść, udrożnianie zasypanych tuneli itp.) zwierzęta dużo czasu poświęcają na porządki. Regularnie usuwają resztki starych legowisk i wszelkie inne śmieci (czasem wyrzucając na zewnątrz również szczątki swoich przodków, którzy w ustronnych zakątkach nor zakończyli życie, być może wiele pokoleń wcześniej). Dlatego norę borsuczą można odróżnić od lisiej m.in. po tym, że otoczenie tej pierwszej jest schludne, natomiast tej drugiej bardziej niechlujne – często leżą koło niej np. resztki pożywienia. O czystości borsuków świadczy również fakt, że swoich potrzeb fizjologicznych nie załatwiają byle gdzie, a kopią w tym celu specjalne dołki (latryny). Czasami borsuki tolerują w swoich schronieniach sublokatorów – lisy lub jenoty. Mogą mieszkać z nimi w tym samym systemie nor, jednak raczej unikają bezpośrednich spotkań pod ziemią, zajmując inne skrzydła „pałacu”.

Oprócz nor głównych borsuki używają również nor tymczasowych, które nie są tak głębokie i skomplikowane. W ciągu dnia zwierzęta mogą także odpoczywać w innych miejscach, np. w wypróchniałych pniach martwych drzew, we wnękach skalnych lub pod wykrotami drzew. Ważne, żeby było w miarę ciemno i spokojnie.

Nocą przy norach toczy się bujne życie towarzyskie

Nocą przy norach toczy się bujne życie towarzyskie
Fot. Renata i Marek Kosińscy

Borsuki są namiętnymi pożeraczami dżdżownic. Jest to podstawowy pokarm jaźwców (przynajmniej w środkowej Europie). Można powiedzieć, że uzależniły od nich całe swoje życie. Choć może dziwić fakt, że drapieżniki, i to całkiem spore, rozsmakowały się w tak małych ofiarach (których przecież muszą znaleźć bardzo dużo, żeby się najeść), to jednak okazuje się, że wcale nie jest to takie głupie rozwiązanie. W naszym klimacie, na powierzchni jednego hektara może żyć w glebie nawet ponad tona dżdżownic. Znalezienie odpowiedniej ich ilości wymaga wprawdzie trochę czasu, ale jest łatwe i niezbyt męczące. Wystarczy iść sobie spacerowym tempem i rozgrzebywać ściółkę lub wierzchnią warstwę miękkiej ziemi. Pysk i przednie łapy borsuka są do tego idealne, więc zwierzęta te skwapliwie korzystają ze swoich możliwości. Ale nie samą dżdżownicą borsuk żyje. Dietę uzupełnia innymi bezkręgowcami (np. chrząszczami i ślimakami), płazami, ptakami i ich jajami, małymi ssakami oraz pokarmem roślinnym. Warto zwrócić uwagę, że większość ofiar borsuka to zwierzęta powolne. Każdy, kto miał okazję widzieć biegnącego borsuka, jest w stanie sobie wyobrazić, że nie zdołałby on dogonić niczego, co potrafi w miarę szybko uciekać. Ponadto z racji tego, że borsuki kompletnie nie radzą sobie ze wspinaczką, ich pokarm musi spełniać podstawowy warunek – być dostępny na ziemi, pod ziemią lub co najwyżej tuż nad nią. Taki sposób odżywiania nie wymaga sprawności lecz jest czasochłonny, dlatego borsuki mogą być aktywne nawet kilkanaście godzin na dobę. Są zwierzętami przede wszystkim nocnymi, ale zdarza się, zwłaszcza w ustronnych, rozległych lasach, że rozpoczynają żerowanie już po południu, a do swoich mieszkań powracają przed świtem. W pobliżu nory mogą się pokazywać na powierzchni w ciągu całego dnia.

Wraz z nastaniem jesiennych chłodów borsukom jest coraz trudniej znajdować dżdżownice. Innego pokarmu też zaczyna powoli brakować. Zimą jedzenia nie będzie właściwie w ogóle, więc borsuki ten okres głodu prześpią. Jednak zanim ułożą się do snu w zaciszu swoich nor, czeka je bardzo pracowity okres. Muszą nie tylko intensywnie się odżywiać, aby zgromadzić zapasy tłuszczu (jesienią mogą ważyć nawet dwa razy tyle co wiosną), ale też przygotować sobie zimowe legowisko i zabezpieczyć wejścia do kryjówek. Znoszą w tym celu do nory suche liście, mech oraz trawy. Z nich układają wygodne posłania w specjalnych, głębiej położonych komorach sypialnych. Czasami cała rodzina gromadzi się w jednej komorze, przytula do siebie i razem zapada w długą drzemkę. Sen zimowy borsuków nie jest ciągły ani głęboki (jest to tylko odrętwienie, a nie hibernacja). Od czasu do czasu zwierzęta budzą się, czasem, zwłaszcza u schyłku zimy, wychodząc nawet na krótkie spacery, aby sprawdzić co dzieje się na zewnątrz i ewentualnie znaleźć coś do jedzenia. Co ciekawe – na południu Europy borsuki nie zapadają w sen zimowy właściwie w ogóle, natomiast na północnych rubieżach swojego zasięgu (płn. Skandynawia i Syberia) potrafią nie wychylać nosa z nor przez ponad pół roku.

Borsuki mogą żyć nawet kilkanaście lat. W przyrodzie mają niewielu wrogów naturalnych. Zagrozić mogą im głównie większe drapieżniki (np. rysie czy wilki), ale o wiele groźniejsze są dla nich zdziczałe psy. Niestety, najczęściej widywanymi borsukami są osobniki rozjechane przez samochody.

Jad im nie straszny

Borsuki wyspecjalizowały się w zjadaniu nielubianych przez inne zwierzęta ropuch. Płazy te mają na grzbiecie gruczoły, wydzielające trującą substancję, która skutecznie chroni je przed większością potencjalnych napastników. Jednak borsuki radzą sobie z nimi, zjadając je od strony brzusznej i pozostawiając nietkniętą skórę z gruczołami.

Borsuk nie jest u nas zwierzęciem szczególnie rzadkim ani zagrożonym. Co za tym idzie, nie podlega też ochronie gatunkowej. Trudno jednak zrozumieć przyczyny, dla których w Polsce wciąż można na to zwierzę polować (wprawdzie myśliwi zabijają obecnie o wiele mniej borsuków, ale nadal są one na liście gatunków łownych bez całorocznego okresu ochronnego). Tłumaczenia, że niszczą lęgi rzadkich kuraków leśnych (na terenach, gdzie występują cietrzew i głuszec, do borsuków można strzelać przez cały rok, a więc np. zabić ciężarną lub karmiącą samicę), są mocno przesadzone. Dlaczego w takim razie można je zabijać jesienią (kiedy zwierzęta przygotowują się do zimy) również tam, gdzie nie ma ani cietrzewi, ani głuszców? Co gorsza, do niedawna wierzono w lecznicze właściwości borsuczego sadła, co na szczęście jest odchodzącym w przeszłość mitem. Szczególnie że borsuki zabija się bezlitosnymi metodami, wykorzystując ich główną słabość – przywiązanie do, a właściwie uzależnienie od kryjówki. Wpuszcza się więc do nory specjalnie wyszkolonego psa (tzw. norowca). Podziemna walka niekiedy kończy się masakrą obydwu zwierząt, bo doprowadzony do ostateczności jaźwiec potrafi być bardzo agresywny. Albo też poluje się z zasiadki – myśliwy, często po uprzednim zatkaniu wylotów nor, czeka przy nich na powrót bezbronnego i pozbawionego możliwości ukrycia się zwierzęcia z nocnego żerowania i dokonuje na nim egzekucji – nierzadko ambony myśliwskie buduje się przy siedzibach borsuków. Polowania na te zwierzęta to okrutny anachronizm i miejmy nadzieję, że niedługo odejdzie całkowicie do lamusa, także pod względem prawnym. Za to każdemu miłośnikowi przyrody życzę przynajmniej jednego w życiu, pokojowego i bezkrwawego spotkania oko w oko z sympatycznym jaźwcem.

Radosław Jaros
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Wybór numeru