Afganistan jest zapewne ostatnim miejscem, do którego przeciętny miłośnik ptaków chciałby się wybrać. Tymczasem, pośród rejonów słynących z mniej lub bardziej regularnych walk, krwawych zamachów, a w najlepszym razie nie niepokojonych przez policję monokultur makowych, w państwie tym znajduje się miejsce zupełnie wyjątkowe.
To Dolina Wachanu – wąski przesmyk na północnym wchodzie kraju, jakby wciśnięty między Tadżykistan, Pakistan i Chiny. Nigdy nie toczyła się tam żadna wojna, nigdy nie widziano tam talibów, nigdy nie wybuchła żadna bomba. Ze względu na wysokość nie uprawia się tam nawet maku, a z powodu panującej tam nędzy niedostępne są produkty zeń wytwarzane. Co ważniejsze, jest to kraina niemal niezamieszkała, gdzie tradycyjne, nad wyraz prymitywne rolnictwo (trójpolówka; wypas owiec i jaków), nie zniszczyło jeszcze krajobrazu. Gdzie, mimo regularnych polowań, myśliwy rzadko kiedy wraca ze zdobyczą, dysponując nierzadko strzelbą jeszcze z czasów królowej Wiktorii. Nade wszystko jest to jednak kraina potężnych, rozległych gór. Gór, z których setki pozostają jeszcze niezdobyte; gór, które były niegdyś kolebką polskiego himalaizmu – zdobywane nowymi drogami, zimą, w czystym alpejskim stylu. Gór, których kształty – czasami ostrych iglic strzelających ponad chmury, czasami łagodnych owalnych kamieni – w połączeniu z zielenią hal, błękitem rzek i potoków, dają krajobraz niezwykle piękny. Godny poznania, niezależnie nawet od swych ptasich przymiotów.
Choć nasza przygoda z Afganistanem miała raczej himalaistyczny charakter, w miejscu tak niezwykłym nie mogło zabraknąć lornetki, notesu z ołówkiem oraz klucza „Birds of Pakistan” wydanego niedawno w serii Helm Field Guides. Prawie dwa miesiące spędzone w Dolinie pozwalają na sformułowanie kilku poniższych uwag.
Zaskakująco wiele ptaków widzianych w Wachanie spotkać można również w Polsce; przy czym w Dolinie spotkania te niemal zawsze wyglądają zupełnie inaczej. Wilga (Oriolus oriolus) jest tam ptakiem ogrodowym, potrafiącym skakać po trawniku zupełnie jak nasz kos (Turdus merula). Dziwonii (Carpodacus erythrinus) nie przeszkadzają gwałtowne śnieżyce – siedzi sobie spokojnie na uginających się pod śniegiem gałązkach na podobieństwo odwiedzających nas zimą jemiołuszek (Bombycilla garrulus). Dudek (Upupa epops) potrafi latać na wysokości ponad 4700 m n.p.m. i doskonale radzi sobie z wydobywaniem pokarmu nawet spod głębokiego na kilka centymetrów śniegu.
Wyżej w górach, na wysokości ponad 4 tys. metrów, spotkać można właściwie tylko trzy gatunki. Niemal co chwilę natykaliśmy się na pleszkę kaukaską (Phoenicurus erythrogaster). Kontrastowo ubarwione samczyki, przesiadujące chętnie na czubkach kamieni, widać było już z daleka. Choć kilkakrotnie udało nam się spotkać pospolite w Alpach wieszczki (Pyrrhocorax graculus), zdecydowanie liczniejsze wydają się wrończyki (P. pyrrhocorax) – nie było chyba godziny, w której nie zobaczylibyśmy przynajmniej jednego. Wreszcie, niemal każdego dnia nad naszymi głowami pojawiały się orłosępy (Gypaetus barbatus). One też zachowywały się dość osobliwie – zbliżały się do ludzi, latając bardzo nisko nad zboczami gór, w sposób przypominający polującego orła przedniego (Aquila chrysaetos).
Okolice Sarhad-e Broghil. Pogoda potrafi zmieniać się błyskawicznie - śnieg pokrył w ciągu kilku godzin jeszcze wczoraj słoneczne stoki
Fot. Jakub Rybicki>
Kilkakrotnie obserwowaliśmy gatunki himalajskie i wschodnioazjatyckie, których spotkanie w jakichś bliższych nam, bardziej cywilizowanych częściach świata, byłoby prawie niemożliwe. Wspomnieć by tu należało przede wszystkim o stadkach niezwykle płochliwych gołębi górskich (Columba rupestris), żyjących nad rwącymi potokami pleszkach białogłowych (Chaimarrornis leucocephalus) czy trznadlach skalnych (Emberiza buchanani). Nie udało nam się natomiast spotkać rzadkich, zagrożonych, wyłącznie himalajskich gatunków: sępa (Gyps himalayensis) i ułara (Tetraogallus himalayensis).
Kończąc, należy zwrócić uwagę na rzecz bodaj najważniejszą. Dolina Wachanu, zwłaszcza jej wschodnia część, zdaje się stanowić doskonałe miejsce do prowadzenia badań naukowych. Tysiące kilometrów kwadratowych wysokich gór, pełne odosobnionych dolin strumieni, samotnych niekiedy szczytów, liczących być może nawet tysiące lat zadrzewień iglastych, pozostają właściwie całkowicie niezbadane. O ile udało się to trafnie ustalić, poza ludźmi zajmującymi się ochroną wielkich kotów i owiec Marco Polo, nie dotarł tam właściwie jeszcze nikt zajmujący się badaniem przyrody. Szansa na odkrycie nowych gatunków, jeśli nie strunowców, to przynajmniej owadów i roślin, wydaje się więc spora. Ponadto, przez Dolinę biegnie prawdopodobnie ważny szlak migracyjny ptaków – choć również i o tym nikt jeszcze raczej nie pisał. Dość wspomnieć, że liczba „fyloskopów”* na jednym krzaku w pierwszej lepszej wiosce bywała w połowie września większa niż w sieci ornitologicznej na Akcji Bałtyckiej. Zbędnym byłoby zaznaczać, że nikt nigdy żadnych ptaków tam nie obrączkował. Można być więc niemal pewnym dokonania szeregu interesujących obserwacji faunistycznych i fenologicznych.
Pozostaje więc serdecznie polecić to fascynujące miejsce każdemu, kto kocha przyrodę i komu nieobce są trudy podróżowania. Nade wszystko zaś tym, którzy spragnieni są naukowych odkryć i niezwykłej satysfakcji, jaką owe odkrycia przynoszą!
Krzysztof Mularski
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Jakub Rybicki
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.