Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra”
 


Czy morscy cyganie rozumieją potrzebę ochrony przyrody?

Park Narodowy Tarutao. Dla turystów to raj na ziemi, dla przyrodników – naturalna Arka Noego, dająca schronienie tysiącom gatunków zagrożonych przez cywilizacyjny potop, a dla żyjących tam od stuleci morskich nomadów – miejsce, w którym coraz trudniej żyć w tradycyjny sposób.

Dzioborożec orientalny (Anthracoceros coronatus) to jeden z głośniejszych mieszkańców Ko Tarutao

Dzioborożec orientalny (Anthracoceros coronatus) to jeden z głośniejszych mieszkańców Ko Tarutao

Archipelag na Morzu Andamańskim w pobliżu granicy Tajlandii z Melezją odwiedziłem w 2004 r. 2-krotnie. W październiku – pod koniec okresu monsunowych deszczy, i w grudniu – w środku pory suchej. Jeszcze na kilka dni przed tsunami, które 26 grudnia spustoszyło tę część świata, mój namiot stał na skraju zasięgu nocnego przypływu. Gdy już w Polsce dotarły do mnie wieści o tragicznych skutkach wielkiej fali, wspaniałe wrażenia z Tajlandii przesłonił obraz dzieci bawiących się beztrosko na brzegu i zerkających na nas z zaciekawieniem. Co się z nimi stało? Dopiero po miesiącu znalazłem w Internecie zdawkową informację, że w archipelagu Tarutao tsunami spowodowało niewielkie szkody. Gdy zdecydowałem się napisać pierwszy artykuł prezentujący wrażenia i zdjęcia z egzotycznego Syjamu, uznałem, że musi dotyczyć członków plemienia Urak Lawoi. Dla nich fala spowodowana przez trzęsienie ziemi, która dotknęła niema każdą rodzinę, to jedynie kolejna z fal, którym muszą stawiać czoło, by zachować swą tożsamość.

Pierwszy morski park narodowy Tajlandii

Cyganie morscy na co dzień muszą się zmagać z różnymi falami

Cyganie morscy na co dzień muszą się zmagać z różnymi falami


Utworzony w roku 1974 Park Narodowy Tarutao obejmuje archipelag 51 wysp i ok. 126,4 tys. ha otaczającego ich morza. Jest to jeden z pierwszych (ósmy) parków narodowych Tajlandii. Choć badania, które poprzedziły jego powołanie były bardzo pobieżne, z przyrodniczego punktu widzenia wybór był trafny.

Na obszarze archipelagu można spotkać zarówno białe, jak i czarne formy czapli czczonej (Egretta sacra)

Na obszarze archipelagu można spotkać zarówno białe, jak i czarne formy czapli czczonej (Egretta sacra)









Największa wyspa archipelagu, od której wziął on swą nazwę, to Ko Tarutao (ko po tajsku znaczy: wyspa, a tarutao to po malajsku: stary, tajemniczy i pierwotny). Większość z 15,1 tys. ha wyspy to dość wysokie (do 721 m n.p.m.) wzgórza piaskowcowe, poprzecinane głębokimi dolinami, pokryte kilkoma typami tropikalnego lasu. Północną i wschodnią część tworzą wapienie, w których spotkać można krasowe jaskinie. Część brzegów ma charakter urwistych klifów, ale nie brakuje też długich piaszczystych plaż oraz namorzynowych lasów. Położona ok. 45 km dalej na zachód grupa wysp zbudowana jest przede wszystkim z granitów. Największe wyspy wchodzące w jej skład to górzysta Ko Adang (3 tys. ha), pokryta łagodnymi wzgórzami Ko Rawi (3,1 tys. ha) i raczej płaska, najgęściej zaludniona Ko Lipe (400 ha).

Urak Lawoi coraz częściej zamieniają swoje długie łodzie w wodne taksówki

Urak Lawoi coraz częściej zamieniają swoje długie łodzie w wodne taksówki

Walory przyrodnicze tego archipelagu nie są do końca zbadane. Jednak i to, co już wiadomo, budzi podziw. Dla zobrazowania tego bogactwa wystarczy wspomnieć, co żyje w otaczających wyspy wodach. W pobliżu brzegu na podwodnych łąkach pasą się wielkie diugonie (Dugong dugon) – przedziwne wodne ssaki znajdujące się na skraju wymarcia. Nieco dalej na morzu spotkać można różne walenie, w tym skrajnie rzadkie delfiny krótkogłowe (Orcaella brevirostris). Z dużych stworzeń na uwagę zasługuje też tajemniczy rekin wielorybi (Rhincodon typus). Będący niegdyś postrachem ujść rzek na Ko Tarutao krokodyl błotny (Crocodylus palustris) wymarł tu już całkowicie, jednak brzegi wysp są wciąż nawiedzane przez inne gady. Na piaszczystych plażach składają swe jaja (niestety – już bardzo nielicznie) trzy gatunki morskich żółwi: zielony (Chelonia mydas), oliwkowy (Lepidochelys olivacea) i szylkretowy (Eretmochelys imbricata). Wyspy te, a zwłaszcza grupa Adang, słyną z otaczających je wspaniałych raf koralowych. Do tej pory rozpoznano na terenie Parku ponad 200 gatunków koralowców i ponad 25% wszystkich znanych nauce gatunków ryb morskich!

Ludzie morza

Wyspy także obfitują w bogactwo roślin, grzybów i zwierząt. Jednak to zasoby morza stanowiły od wieków podstawę egzystencji tzw. „morskich cyganów”. Wśród setek wysp rozrzuconych po Morzu Andamańskim, wzdłuż zachodniego brzegu Półwyspu Indochińskiego, koczownicze życie na łodziach, a podczas monsunów w prowizorycznych chatkach z bambusa, liści palm i trawy, od wieków wiodły grupy narodowościowe – Moken, Moklen i Urak Lawoi. Trzecia, najliczniejsza z nich, różni się od pozostałych dość wyraźnie – językiem, zwyczajami, wyglądem.

Ostrożnie z nazwami

Urak Lawoi, zwani są też powszechnie Chao Lay (wymawiane mniej więcej jak czał laj), co znaczy: ludzie morza. Jest to określenie trafne i akceptowane przez Urak Lawoi. Nie lubią za to innej nazwy – Cho Nam, czyli wodni ludzie. Traktują ją wręcz jako obraźliwą, gdyż wyraz nam oznacza także nasienie, z którego biorą się wszak wszyscy ludzie. Jeśli chce się im zrobić przyjemność, można nazywać ich Thai Mai, co znaczy: nowi Tajowie. Są oni bowiem dumni z przynależności do społeczności tajskiej. Nie polecam jednak tego osobom niewprawnym w wymowie tonalnego języka tajskiego. W zależności od tonu, w jakim wypowiemy samogłoskę a w wyrazie mai, może się okazać, że niechcący nazwaliśmy ich drewnianymi Tajami, płonącymi Tajami lub czyżby Tajami.

Widok ze wzniesienia na Ko Tarutao w kierunku skąpanych w monsunowym deszczu wysp z grupy Ko Adang. Młode bieliki białobrzuche (Haliaeetus leucogaster) to tutaj dość częsty widok.

Widok ze wzniesienia na Ko Tarutao w kierunku skąpanych w monsunowym deszczu wysp z grupy Ko Adang. Młode bieliki białobrzuche (Haliaeetus leucogaster) to tutaj dość częsty widok.

Język Urak Lawoi nie jest językiem pisanym. Cała tradycja przekazywana jest ustnie. Ponieważ byli praktycznie samowystarczalni i żyli w dużym rozproszeniu, ciągle zmieniając miejsce pobytu, ich istnienie umykało uwadze mieszkańców kontynentu. Długi czas sądzono, że wyspy Morza Andamańskiego są bezludne. Trudno więc dojść, skąd i kiedy przybyli. Zapewne swój tułaczy żywot wiodą na tym obszarze co najmniej od 300 lat. Obecnie większość Urak Lawoi wyznaje religię animistyczną i oddaje cześć duchom przodków, jednak coraz więcej członków ich społeczności przechodzi na Buddyzm lub Chrześcijaństwo.

Gdy obserwuje się biegające po plaży kraby, zawsze w pobliżu widać jakiś kuter nielegalnie łowiący dary morza

Gdy obserwuje się biegające po plaży kraby, zawsze w pobliżu widać jakiś kuter nielegalnie łowiący dary morza




Pierwotnie Urak Lawoi żywili się niemal wyłącznie owocami morza: rybami, skorupiakami, małżami i szkarłupniami, urozmaicając dietę owocami i roślinami znajdowanymi na wyspach. Sporadycznie w drodze wymiany zdobywali ryż i inne produkty z kontynentu. Na swych długich wiosłowych łodziach podążali za pożywieniem, dostosowując sposób i przedmiot połowu do sezonowych zmian w przyrodzie. Ze względu na swą niewielką liczebność (w 1970 r. szacowaną na 500 osób, obecnie ok. 4500) oraz ciągłe zmiany miejsca połowów, żyli w harmonii z przyrodą, nie powodując zagrożenia dla równowagi ekosystemów czy gatunków. Nic dziwnego, że tradycyjnie uważają zasoby morza za niewyczerpalne.

Urak Lawoi nie mają stałych pór posiłków ani nie robią zapasów. Mając zawsze pożywienie w zasięgu ręki jedli, gdy byli głodni, wyznając zasadę – zjeść to, co się dziś złapało. Jedynie w okresie przedłużających się sztormów monsunowych mogło to powodować przedłużające się, kilkudniowe okresy postu. Do dziś wśród Urak Lawoi z grupy wysp Adang praktykowane jest nieodpłatne dzielenie się zdobytym pożywieniem.

Pierwsza fala – polityka międzynarodowa

Niewielka wioska Urak Lawoi na północno-zachodnim skraju Ko Adang

Niewielka wioska Urak Lawoi na północno-zachodnim skraju Ko Adang

Na początku XX w. na archipelag Tarutao łakomym okiem zaczęli patrzeć Brytyjczycy. Aby więc mocniej zaznaczyć prawa Tajlandii do tych wysp, gubernator prowincji Satun postanowił znaleźć tajskich osadników, który mogliby tam zamieszkać. Okazało się jednak, że jest prostsze rozwiązanie – byli tam wszak już Urak Lawoi. Wystarczyło uznać ich za obywateli Królestawa Syjamu (Tajlandii) i zaprosić do osiedlenia się na wyspach. Stało się to w roku 1909. Dopiero w 1940 r. nadano nowym Tajom prawa własności gruntów na wyspach. Założyli wioski, w których przebywali w okresie monsunowych sztormów, a koczownicze życie kultywowali w okresie suchym (stali się więc półnomadami). Jednak nie rozumieli sensu własności prywatnej czy państwowej. W większości szybko za pół darmo wyzbyli się swych aktów własności na rzecz przybyszów z kontynentu. Zadowalało ich prawo do postawienia na lądzie chatki na okres monsunów. Zaledwie ok. 15% Urak Lawoi na tych wyspach do dziś zachowało jakiekolwiek prawa do ziemi. Jednak owo osiedlenie stanowiło pierwszy krok do transformacji stylu życia tych morskich nomadów.

Druga fala – piractwo

Kania bramińska (Haliastur indus) to najczęściej obserwowany ptak drapieżny wzdłuż brzegów morskich Azji Południowo-wschodniej

Kania bramińska (Haliastur indus) to najczęściej obserwowany ptak drapieżny wzdłuż brzegów morskich Azji Południowo-wschodniej

W 1938 r. rząd Tajlandii, szukając miejsca możliwie oddalonego od Bangkoku i dobrze izolowanego, znów zwrócił uwagę na archipelag i największą jego wyspę – Ko Tarutao. W 1939 r. założono tu więzienie dla skazanych za najcięższe przestępstwa. Wkrótce powstała tu też kolonia karna dla więźniów politycznych. Podczas II wojny światowej urwały się drogi zaopatrzenia i łączność więzienia ze światem. Zasoby wyspy nie były w stanie wyżywić kilku tysięcy więźniów i strażników. Aby uniknąć głodu, zaczęli napadać na przepływające statki. Wkrótce odkryli, że proceder ten może przynieść spore korzyści. Uformowały się więc pirackie bandy złożone z więźniów i strażników, które z baz na wyspach archipelagu robiły łupieżcze rajdy na przepływające statki wszelakich bander. W krótkim czasie pobliskie wody zaczęto zaliczać do najniebezpieczniejszych na świecie. W końcu bezradny rząd Tajlandii zgodził się na propozycję pomocy wysuniętą przez Brytyjczyków. Ci w roku 1946 wysłali oddział 300 komandosów, którzy korzystając z pomocy przewodników z plemienia Urak Lawoi przywrócili porządek w archipelagu, skutecznie likwidując pirackie bazy i samych piratów. Wkrótce zlikwidowano też więzienie. Choć Urak Lawoi w większości nie podjęli pirackiego procederu i przyczynili się do jego ukrócenia, te niespokojne lata znacząco wpłynęły na ich życie.

Parking przed domem (łódź zacumowana przed chatą na Ko Adang)

Patay Jeru to w języku Urak Lawoi Plaża Rzewni. Przy niej na Ko Adang znajduje się stacja Parku Narodowego i kamping. Porastające je drzewa jeru (rzewnie skrzypolistne Casuarina equisetifolia) mają wiele zastosowań praktycznych – doskonale się palą, mają bardzo trwałe drewno (jest to jeden z licznych gatunków drzew zwanych drzewem żelaznym), a pasta z ich owoców sfermentowana z moczem ma właściwości halucynogenne.

Trzecia fala – wolny rynek

Jedną z okazalszych jaszczurek, które można spotkać na wyspach Morskiego Parku Narodowego Tarutao, jest gekon toke (Gekko gecko). Dzięki dużej, jak na rozmiary ciała, głowie, jest w stanie polować nie tylko na duże owady, ale i na płazy i gady – w tym i na inne gekony.

Jedną z okazalszych jaszczurek, które można spotkać na wyspach Morskiego Parku Narodowego Tarutao, jest gekon toke (Gekko gecko). Dzięki dużej, jak na rozmiary ciała, głowie, jest w stanie polować nie tylko na duże owady, ale i na płazy i gady – w tym i na inne gekony.

Trwająca wieki izolacja Urak Lawoi zaczęła przechodzić w przeszłość. Na wyspach pojawili się pierwsi obcy osadnicy. Przeróżni handlarze i pośrednicy odkryli, że wykorzystując znajomość wód i ich zasobów przez Urak Lawoi, są w stanie dostarczyć na wiecznie głodne rynki Tajlandii i Malezji tanie i urozmaicone produkty morza. Wytworzenie u morskich cyganów nowych potrzeb nie zajęło wiele czasu. Ryż, ubrania, sprzęt gospodarski, przyprawy, owoce... Aby to zdobyć, trzeba było zacząć sprzedawać – część połowu lub pracę. Wkrótce tradycyjne łodzie wiosłowe zaczęły ustępować miejsca łodziom z silnikiem spalinowym i śrubą na charakterystycznym, długim wale. Jako że nie każdego stać na taki silnik, często właścicielami łodzi są pośrednicy. Oni też zaczęli uczyć Urak Lawoi nowych, bardziej wydajnych technik połowu – np. za pomocą dynamitu czy dużych sieci. Montowane na łodziach kompresory połączone z długimi gumowymi wężami umożliwiły Urak Lawoi nurkowanie i długą pracę (zbieranie płodów morza) na głębokości dochodzącej do 60 m. Połączenie prymitywnej techniki i znikomej wiedzy na temat zasad dekompresji przy nurkowaniu sprawiły, że życie mężczyzn stało się niebezpieczne.

Bogate w ryby łowiska przyciągnęły rybaków ze stałego lądu. Konkurencja małych łodzi i wciąż prymitywnej techniki Urak Lawoi z dziesiątkami dużych kutrów prowadzących rabunkowe połowy – m.in. za pomocą trałowania dna czy nocnych połowów w sieci z wykorzystaniem wabiącego światła – okazała się bardzo trudna. Rozpoczął się wyścig, w którym zarówno morscy cyganie jak i przyroda od początku stali na przegranej pozycji. Zaczęły znikać pierwsze zasoby – żółwie morskie, delfiny, niektóre ryby. Połowy za pomocą dynamitu bezpowrotnie rujnowały bezcenne rafy...

Przejściowe obozowisko Morskich Cyganów na niewielkiej plaży na Ko Tarutao

Górzyste Ko Tarutao jest w większości porośnięte trudnodostępnym, gęstym lasem deszczowym. Dzięki czemu stanowi ostoję dla wielu tropikalnych gatunków.

Czwarta fala – ochrona przyrody

Wśród przybrzeżnych kamieni wysp archipelagu czaple białoskorzydłe (Ardeola bacchus) polują na drobne rybki i bezkręgowce

Wśród przybrzeżnych kamieni wysp archipelagu czaple białoskorzydłe (Ardeola bacchus) polują na drobne rybki i bezkręgowce

Zarówno tworzenie Parku Narodowego jak i ustanawianie obowiązujących w nim zasad odbywało się bez uzgodnień z zamieszkującą go ludnością. Wprowadzono szereg zakazów dotyczących korzystania z zasobów przyrody. Zakazano też osiedlania się na wszystkich wyspach z wyjątkiem Ko Lipe i jednej wioski na Ko Adang. Ograniczenia te zostały odebrane przez Urak Lawoi jako łamanie ich naturalnych praw. „My byliśmy tu pierwsi – to nasze wyspy”. Brak zgody zaowocował oczywiście łamaniem wprowadzonych zasad. To doprowadziło do licznych konfliktów. Wielu strażników Parku zginęło przy próbie egzekwowania prawa. Bywało, że nawet udział w spotkaniach z mieszkańcami wysp kończył się po prosu zastrzeleniem pracowników Parku (po raz ostatni w 1988 r).

Ostatecznie jednak udało się doprowadzić do pewnego rodzaju porozumienia. Urak Lawoi zrezygnowali z połowów ryb za pomocą dynamitu. Niechętnie odstąpili też (przynajmniej oficjalnie) od połowów za pomocą dużych sieci rozstawianych wokół raf lub skał, do których napędzano ryby dzwoniąc pod wodą metalowymi pierścieniami. Teoretycznie zrezygnowali również z chwytania żółwi morskich oraz zbierania wielkich małży – przydaczni (Tridacna spp.), a strażnicy Parku udają, że nie wiedzą, iż obie te grupy zwierząt nadal stanowią jeden z lokalnych przysmaków (niemal wyeliminowano jednak handel tymi gatunkami). Dozwolono połów za pomocą wędek oraz tradycyjnych pułapek ustawianych na dnie (liczba rozstawianych pułapek jest obecnie tak duża, że połów ma skalę przemysłową). Zezwala się też na zbiór jadalnych gniazd jerzyków – salangan indochińskich (Aerodramus fuciphagus germani). Choć obowiązuje zakaz pozyskiwania drewna z lasu (za wyjątkiem pewnej ilości rattanu – kolczastych, pnących palm – do naprawy wspomnianych pułapek), nikt nie sprawdza, skąd Urak Lawoi czerpią paliwo do swoich kuchni. Owo zawieszenie broni jest jednak kruche. Przyrodnicy podkreślają, że Urak Lawoi przestali być elementem zrównoważonego ekosystemu i obecnie skala ich działań powoduje stałe ubożenie zasobów przyrodniczych Parku. Z kolei morscy cyganie wskazują, że o wiele większe szkody powodują duże kutry, które na co dzień prowadzą nielegalne połowy na chronionych wodach. „Prawo jest tylko dla biednych, a bogaty może je łamać”. Rzeczywiście – podczas moich wizyt zawsze w zasięgu wzroku były jakiejś nielegalnie łowiące jednostki. Nawet noce rozświetlone były lampami stosowanymi do połowów. Władze Parku tłumaczą swą bierność brakiem ludzi i sprzętu...

Piąta fala – turyści

Długie łodzie, w języku Urak Lawoi zwane jukok, w ciągu ostatnich kilkunastu lat zmieniły nieco swój wygląd. Dający zbawczy cień daszek z liści palm na babusowym rusztowaniu został zastąpiony przez płótno rozciągnięte na metalowych rurkach, a zamiast wioseł z rufy sterczy śruba na długim wale. Nadal jednak łodzie te mają wiele swoistego uroku.

Długie łodzie, w języku Urak Lawoi zwane jukok, w ciągu ostatnich kilkunastu lat zmieniły nieco swój wygląd. Dający zbawczy cień daszek z liści palm na babusowym rusztowaniu został zastąpiony przez płótno rozciągnięte na metalowych rurkach, a zamiast wioseł z rufy sterczy śruba na długim wale. Nadal jednak łodzie te mają wiele swoistego uroku.

Choć archipelag Tarutao na szczęście nie stał się jeszcze jednym z miejsc masowej turystyki, te rajskie wyspy przyciągają wciąż wzrastającą liczbę gości przedkładających obcowanie z przyrodą nad zatłoczone plaże. Ok. 20 tys. odwiedzających rocznie jest gotowych wydać tu nieco pieniędzy. Urak Lawoi zaczynają dostrzegać to jako szansę. Niektórzy dorabiają sobie czarterując łodzie dla turystów, wożąc ich między wyspami czy organizując całodzienne wycieczki w atrakcyjne miejsca.

Rozwój ekoturystyki budzi nadzieje na pogodzenie się Urak Lawoi z istnieniem Parku i zapewnienie im korzyści z ochrony przyrody, stanowi jednak również zagrożenie. Mieszkańcy wysp chcieliby maksymalnie zwiększyć liczbę odwiedzających, podczas gdy przyrodnicy wskazują, że pojemność turystyczna została już przekroczona i dalsza rozbudowa infrastruktury turystycznej i zwiększenie liczby gości spowoduje nieodwracalne zubożenie chronionych walorów. Na razie udaje się ograniczyć bazę turystyczną do ośrodków należących do Parku na Ko Turatao i Ko Adang oraz poświęconej na rozwój osadnictwa i turystyki Ko Lipe, gdzie zezwolono na istnienie i rozwój prywatnych ośrodków.

Niestety – wszystko wskazuje na to, że wkrótce ten mały raj na ziemi i zamieszkujący go lud obejmie powszechna „globalizacja”. Czy jednak określenie „postęp” będzie w tym wypadku właściwe?

Cyganie morscy z Talo Puya

Z pobytu w Parku Narodowym Tarutao obejmującego archipelag wysp u południowego skraju Tajlandii najbardziej wbiła mi się w pamięć wyprawa do wioski Talo Puya na wyspie Ko Adang. Jest to jedyna tolerowana przez Ko Lipe osada cyganów morskich z plemienia Urak Lawoi na terenie Parku. W okresie monsunów mieszka w niej ok. 150 osób. Od położonej na innym skraju Ko Adang stacji Parku Narodowego najłatwiej dostać się do niej morzem. Zamiast wynajmować łódź, wybraliśmy kilkukilometrowy "spacer" wpław, wzdłuż ciągnących się równolegle do brzegu cudownych raf. Trudno nazwać tę wioskę ładną. Maleńkie domki przykryte blachą, zawsze w zasięgu wzroku od cumujących na plaży łodzi. W cieniu drzew kobiety oddające się popularnemu wśród Urak Lawoi zajęciu - grze w karty. Jednak ta odcięta od świata osada i jej mieszkańcy stanowią żywy dowód na to, że pieniądze nie decydują o szczęściu. Dumni ludzie, pozbawieni jakiegokolwiek majątku w rozumieniu cywilizacji zachodniej, wiodący radosne życie w swoim małym świecie.

Tekst i zdjęcia: Andrzej Kepel

Wybór numeru


Uwaga. To jest artykuł archiwalny. Przedstawione w nim informacje odpowiadają sytuacji, stanowi wiedzy i przepisom obowiązującym w chwili oddawania go do druku. Obecnie mogą one być nieaktualne.