„No bo ty się boisz myszy. Czy nie śmieszne to?” – śpiewał pięćdziesiąt lat temu zespół Czerwone Gitary. Czy rzeczywiście jest się czego bać? Zanim postaram się odpowiedzieć na to pytanie, spróbujmy lepiej poznać mysią bohaterkę wspomnianej piosenki.
Myszowate (Muridae), o czym zapewne większość z nas wie, należą do rzędu gryzoni (Rodentia) i jest to jedna z dziewięciu rodzin, które reprezentują ten rząd w faunie Polski. Cechą charakterystyczną dla myszowatych są duże uszy i długi ogon. O dwóch przedstawicielach tej rodziny, należących do rodzaju Rattus, czyli szczurze wędrownym (R. norvegicus) oraz szczurze śniadym (R. rattus), nie będę się tutaj rozwodzić. Skupię się na pozostałych sześciu gatunkach, na których widok większość osób krzyknie po prostu: mysz!
Zamiast jednak krzyczeć, lepiej dowiedzieć się o nich czegoś więcej. W tym celu proponuję spacer. Wyjdźmy na chwilę poza teren zabudowany, do lasu. W starych drzewostanach liściastych i mieszanych można spotkać mysz leśną (Apodemus flavicollis). Jej nazwa dobrze oddaje preferencje siedliskowe tego gatunku – ponieważ lubi miejsca zacienione i wilgotne, więc najlepiej czuje się w lesie. Mysz leśna bardzo dobrze się wspina, dlatego ma ogromne możliwości wyboru przestrzeni na gniazdo: od korzeni po dziuplę w koronach drzew. Czasami zaskakuje ornitologów kontrolujących budki lęgowe, gdy zamiast ptaków znajdują w nich jej gniazdo wraz z przychówkiem. Zdarza się również, że mysz leśna zachodzi do budynków znajdujących się przy lesie.
Gdy przemieścimy się z wilgotnego lasu w miejsce suchsze i cieplejsze, takie jak przerzedzone bory i lasy mieszane, polany, miedze czy zarośla, wówczas istnieje szansa na spotkanie myszy zaroślowej (Apodemus sylvaticus). Chociaż w porównaniu ze swoją leśną krewniaczką dobrze się wspina, to gniazdo zakłada blisko ziemi, np. pod korzeniami drzew lub kamieniami, albo w zmurszałych pniach. Może też głęboko kopać, a wykopana przez nią nora ma komorę gniazdową oraz spiżarnię. Czasami do budowania nory wykorzystuje tunele opuszczone przez kreta. Natomiast zimą niekiedy przenosi się do zabudowań sąsiadujących z jej wiosenno-letnimi kryjówkami.
Przedstawiciele i jednego, i drugiego gatunku potrafią skakać na tylnych nogach na znaczne odległości. W przypadku myszy zaroślowej odnotowuje się nawet 80-centymetrowe susy, czyli prawie dziesięć razy takie jak długość jej ciała. To tak jakby ludzie umieli skoczyć w dal mniej więcej 18 metrów. Aktualny rekord świata w tej dyscyplinie wynosi 8,95 metra, a więc sporo nam jeszcze brakuje.
Na pierwszy rzut oka nie zawsze da się odróżnić mysz leśną od zaroślowej. U obu gatunków na piersi występuje żółta plama, oba mają białe brzuchy, a ich nisze ekologiczne mogą się na siebie nakładać. Choć zazwyczaj mysz leśna jest większa, ma bielszy brzuch, a plamie na piersi towarzyszą jeszcze dwie po bokach (które mogą zlewać się w całość, tworząc swoistą obrożę), to w praktyce rzadko kto ma miarę w oczach oraz możliwość przyjrzenia się z bliska plamom na spodniej stronie ciała obserwowanego zwierzęcia. Nie ułatwi oznaczenia także to, że zasięg geograficzny obu tych gatunków obejmuje obszar całej Polski.
Zdecydowanie lepiej stracić ogon niż głowę i tę zasadę myszy stosują w praktyce. W momencie gdy czują się zagrożone, potrafią zrzucić skórę z ogona, a same umykają w popłochu. To tzw. autotomia, czyli reakcja obronna polegająca na odrzuceniu przez zwierzę części ciała. Podobne zachowania można zaobserwować m.in. u jaszczurek i pajęczaków.
Na terenie całego kraju występuje również mysz polna (Apodemus agrarius). Jednak w jej przypadku nie powinno być problemów z określeniem, jaka to mysz. Chociaż..., ale o tym później. Od wspomnianych wcześniej gatunków odróżnia ją czarna pręga ciągnąca się wzdłuż grzbietu. Ale nie tylko to. Zdecydowanie słabiej mysz ta wspina się i skacze, a nory kopie płytkie. Z tego powodu jej gniazda nie znajdziemy ani bardzo wysoko (jak u myszy leśnej), ani głęboko (jak u zaroślowej), lecz tuż pod korzeniami drzew i krzewów, na miedzach oraz w snopkach. Tym sposobem, wychodząc z lasu, zbliżyliśmy się do terenów rolniczych oraz ludzkich siedzib. Łąki, pola, sady, ogrody, a nawet miejskie parki i cmentarze – wszędzie tam można natknąć się na mysz polną. Na schronienia wykorzystuje także zabudowania, np. stodoły.
Nie należy zapomnieć o ostatnim, i najrzadszym, przedstawicielu rodzaju Apodemus, czyli myszy zielnej (A. microps). W latach 80. XX wieku była ona notowana na kilkudziesięciu stanowiskach w południowej części kraju, jednak w najnowszym „Atlasie ssaków Polski” jak dotąd potwierdzono jej występowanie tylko na jednym z nich. Wyglądem przypomina mysz zaroślową i podobnie jak ona preferuje miejsca suche.
Podążając za myszą polną, dotarliśmy z powrotem na obszary zabudowane – wiejskie i zurbanizowane. Tutaj króluje najbardziej synantropijna z myszy, jedyna w Polsce reprezentantka rodzaju Mus, czyli mysz domowa (Mus musculus). To bardzo interesujący gatunek, który posiada ogromne zdolności przystosowawcze do różnych warunków. Przyjmuje się, że mysz domowa zamieszkująca w naszym klimacie wiosną i latem przebywa na łąkach i polach, a zimę spędza wśród ludzi. Spotyka się ją również w tak nieprzyjaznych środowiskach jak kopalnie węgla czy chłodnie. Ciekawostkę stanowi fakt, że żyje ona w hierarchicznych koloniach, którym przewodzi samiec, a młode myszy wychowywane są wspólnie przez kilka samic w jednym gnieździe, w czymś na kształt przedszkola. Dzięki temu nagim i ślepym maluchom jest cieplej. Jeśli na terytorium danej kolonii dojdzie do nadmiernego przegęszczenia, wówczas w ciążę zachodzą tylko samice wyższe rangą. W ten sposób regulowana jest liczebność populacji.
Choć mysz domowa wzbudza kontrowersje i można by o niej pisać opasłe tomy, zostawmy ją na razie. Warto wrócić jeszcze na chwilę na łono natury. Tutaj, wśród wilgotnych łąk, w zaroślach, nad gęsto porośniętymi brzegami rzek i jezior, na polach i w lasach żyje najmniejszy gryzoń Europy – badylarka (Micromys minutus). Jej ciało (bez ogona) nie przekracza długości 1,5 zapałki, a waży ona mniej więcej tyle, co moneta pięciozłotowa. Dzięki chwytnemu ogonowi bez trudu wspina się na źdźbła traw, pomiędzy którymi buduje charakterystyczne kuliste gniazda z misternie splecionych liści i łodyg. Badylarka to zwierzę bardzo płochliwe, a w chwili zagrożenia zastyga bez ruchu wyprostowana na źdźble i w takiej pozycji bardzo trudno ją dojrzeć. Stanowiska jej występowania podaje się z wielu obszarów Polski.
Badylarka jest gatunkiem chronionym częściowo. Taką samą formą ochrony objęte są mysz zielna i zaroślowa.
Ciekawostką ze świata myszowatych są myszy kolczaste (rodzaj Acomys), które wyglądem przypominają połączenie myszy z jeżem. Grzbiet mają pokryty miękkimi igłami, które mogą stroszyć. Większość gatunków z tego rodzaju występuje w Afryce.
Niewiele większa od badylarki, ale o znacznie dłuższym ogonie jest smużka (Sicista betulina). Chociaż przypomina mysz, należy do zupełnie innej rodziny, a mianowicie do skoczkowatych (Dipodidae). Zdecydowanie bliżej jest spokrewniona ze skoczkiem egipskiem (Jaculus jaculus) niż z myszowatymi. To właśnie ze smużką można pomylić mysz polną, ponieważ u tego gatunku także widoczna jest czarna smuga na grzbiecie. W krajowej faunie odnotowano również występowanie smużki stepowej (Sicista subtilis).
Wśród różnych metod ograniczania liczebności myszy domowej (oraz szczurów) stosowanie trutek wydaje się metodą najprostszą. Ale czy najlepszą? Czy zdajemy sobie sprawę, czym one tak naprawdę są i jak działają? Rodentycydy, które zawierają toksyny antykoagulacyjne, powodują, że dochodzi do zaburzeń w procesie krzepnięcia krwi. Zwierzę po zjedzeniu takiej trucizny umiera w męczarniach, wykrwawiając się. Umierająca mysz staje się łatwym łupem i w ten sposób toksyczna substancja dostaje się do organizmu jakiegoś dzikiego drapieżnika lub... naszego kota albo psa. Jeśli zatrutą mysz zje karmiąca samica np. kuny, to jej młode wypiją truciznę wraz z mlekiem i też umrą. A przecież ssaki i ptaki drapieżne są naszymi sprzymierzeńcami w regulacji wielkości populacji gryzoni. Może zamiast zatruwać zwierzęta wokół i wprowadzać do środowiska kolejną toksynę, zacznijmy wspierać gatunki żywiące się myszami.
Z powyższego przeglądu widać, że myszy towarzyszą nam niemal wszędzie. Skąd wobec tego bierze się taki negatywny obraz tych zwierząt? Jednym z powodów naszej niechęci są preferencje żywieniowe myszowatych, szczególnie te dotyczące diety roślinnej. Wszystkie krajowe gatunki myszy są wszystkożerne, a to oznacza, że ich menu składa się zarówno z pokarmu roślinnego (nasiona zbóż, traw i drzew, zielone części roślin), jak i zwierzęcego (owady, ślimaki i inne bezkręgowce). Zarzewiem konfliktu jest m.in. powszechne mniemanie o tym, że myszy są szkodnikami. Ale w przyrodzie nie istnieje takie pojęcie jak „szkodnik”. Ta sama mysz, która wyjadła coś z naszej spiżarni, stanowi pożywienie np. dla bociana białego. A bociany przecież bardzo lubimy, uważając je za „nasze, polskie ptaki”. Oprócz bocianów myszami żywią się sowy (w szczególności płomykówka – piękna sowa, która zamieszkuje m.in. wieże starych kościołów), ptaki szponiaste (np. kania ruda), krukowate, lisy, kuny, łasice i inne drapieżniki. Dlatego wykładanie trutek na gryzonie, oprócz tego, że jest niehumanitarne, w sposób pośredni przyczynia się do wzrostu śmiertelności zwierząt, które polują na małe ssaki. Możemy spojrzeć na rolę myszy w łańcuchu pokarmowym także z drugiej strony: rozprzestrzenia ona nasiona drzew i innych roślin (to tzw. zoochoria, czyli rozsiewanie nasion przez zwierzęta; te z nasion, które nie zostaną zjedzone, będą miały szansę wykiełkować) oraz ogranicza liczebność bezkręgowców (które też oskarżamy o powodowanie szkód).
Pomimo rozwoju technologii badań laboratoryjnych wiele doświadczeń wciąż przeprowadza się na myszach i szczurach
Fot. Mikołaj Arndt
Kolejną z przyczyn ludzkiego strachu przed myszami czy niechęci do nich jest przeświadczenie, że przenoszą one choroby. To prawda, myszowate rzeczywiście je przenoszą. Jednak niczym się w tym nie różnią od innych zwierząt, w tym od psów i kotów, a także... ludzi. Po prostu trzeba o tym pamiętać i traktować mysz jak każde inne dzikie zwierzę: nie dotykać gołymi rękami (a najlepiej wcale), przestrzegać podstawowych zasad higieny (myć ręce po powrocie do domu i po kontakcie ze zwierzęcymi odchodami), a w przypadku ugryzienia odkazić ranę i zgłosić się do lekarza.
Jeszcze inny argument przeciwko myszom, to ich wygląd. Są osoby, które twierdzą, że myszy są brzydkie. Choć o gustach się nie dyskutuje, to taka maleńka badylarka zwisająca ze źdźbła trawy lub mysz leśna ze swoimi wielkimi, czarnymi oczami w moim odczuciu przeczą tej opinii.
To jak to jest z tym „baniem się myszy”? Nie bał się jej na pewno Walt Disney – reżyser i twórca filmów animowanych, który uczynił mysz bohaterem kreskówki. Mowa oczywiście o znanej na całym świecie Myszce Miki. Pierwszy raz ta postać wystąpiła w filmie „Plane Crazy” z 1928 roku, a to oznacza, że oswajamy się z nią już prawie dziewięćdziesiąt lat! Mikiemu często towarzyszy Myszka Minnie. Gdyby Disneya nie zainspirowała mysz, wówczas kultura światowa byłaby uboższa o tych sympatycznych bohaterów. Zresztą Myszka Miki wraz ze swą towarzyszką to nie jedyne myszopodobne postacie z filmu animowanego. Wystarczy wspomnieć Gadżet Hackwrench czy Jacka Rockfora z „Chip i Dale Brygady RR” lub Pixie i Dixie.
Nie bał się myszy również szkocki poeta Robert Burns, który wzruszał się mysim losem w wierszu „Do myszy”. Utwór powstał pod wpływem emocji, jakie wzbudziło w pisarzu zniszczenie mysiej nory podczas orki w listopadzie 1785 roku:
Ja sam nie wątpię, że żyjesz z kradzieży;
I cóż? Chudzinie też się coś należy;
Porwać ze stogu kłosek? Bądźmy szczerzy –
Żadna to zbrodnia:
Zostanie dość, bym miał bochenek świeży
Na stole co dnia.
Lecz z domku twego została ruina!
Licha ziemianka, nawet bez komina,
Wszakże osłona przed zimnem jedyna:
Z jakich mchów sklecisz
Nową? Za późno: zły Grudzień zaczyna
Mrozem dąć przecież!
(Przeł. S. Barańczak)
To z tego wiersza John Steinbeck zaczerpnął tytuł jednej ze swoich najbardziej znanych książek „Myszy i ludzie”.
W polskiej kulturze myszy też odegrały ważną rolę. Jak głosi legenda, to nie kto inny, ale właśnie one pomściły śmierć stryjów oraz uwolniły państwo Polan spod władzy kniazia Popiela i jego żony. Okrutny władca został przez nie zjedzony w obronnej wieży zamku w Kruszwicy, a jego miejsce zajął Piast, od którego wywodzi się ród książąt i królów polskich.
Nasz spacer dobiegł końca. Pozostało mi jeszcze odpowiedzieć na pytanie, które padło na początku: czy rzeczywiście jest się czego bać? Pozwolę sobie powtórzyć za Czerwonymi Gitarami, że banie się myszy to wstyd. Ach, jaki wstyd!
Julia Kończak
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Hodowlana odmiana myszy domowej jest powszechnie wykorzystywana w celach badawczych. Doświadczenia prowadzone na myszach często wiążą się z ich cierpieniem, choć wiele eksperymentów można obecnie przeprowadzać bez udziału organizmów żywych. Postęp nauki pozwala testować leki, kosmetyki, szczepionki, przeciwciała, antygeny itp. na tkankach i organach wyhodowanych w laboratorium. Inna sprawa to dostęp do wyników badań, które już raz były przeprowadzone – gdyby nie był ograniczony, naukowcy uniknęliby ich powielania. Kontrowersje wzbudza również używanie myszy jako wabika przez fotografów przyrody. Widząc piękne zdjęcie, np. sowy polującej na mysz, warto się zastanowić, czy autor miał ogromne szczęście i rzeczywiście udało mu się uchwycić ten moment, czy scena ta została przez niego zaaranżowana.