Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra”
 

W ciemności

Zapewne wielu z Was oglądało ostatni film Agnieszki Holland „W ciemności”. Okazuje się, że w miastach dzika przyroda, podobnie jak bohaterowie tego filmu, musi czasem zejść pod ziemię. Tak się stało z pewną rodziną bobrów, która uznała jeden z kanałów przebiegających pod miastem za idealne miejsce na zbudowanie tamy.

Ale od początku... Pamiętam z dzieciństwa, jak mała rzeczka płynęła sobie niezbyt wartko przez miasto. Ponad 20 lat temu włodarze miasta zadecydowali o odpowiednim zagospodarowaniu tego terenu i w miejscu rzeczki powstała szeroka, ruchliwa, dwupasmowa droga oraz świątynia motoryzacji – salon samochodowy z dużym parkingiem. Sama rzeczka na długości około 340 m została skanalizowana, niemal w dosłownym znaczeniu, i wpakowana w betonową rurę. Rzeczka płynąca w podziemnym kanale wydaje się przyrodniczo zdewastowana i mało atrakcyjna dla dzikich zwierząt, a jednak... Rodzina bobrów o wielkomiejskich ambicjach stwierdziła, że jest to idealne miejsce na tamę i wygląda na to, że miała rację. Tama została umiejscowiona siedem metrów pod ziemią przy studzience kanalizacyjnej, na parkingu, a właściwie pod parkingiem. Bobry budowały ją w absolutnej ciemności. A jakie plusy ma budowanie tamy po omacku, w kanale? Na pewno potrzeba mniej materiału, bo przegrodzenie rury o średnicy 160 cm to nie to samo, co przegrodzenie rzeczki wraz z jej doliną (rekordowa tama bobrowa została odkryta w Kanadzie i ma długość 1,2 km). Drugi powód to konspiracja. O istnieniu tamy nie mają (lub nie mieli, aż do teraz) pojęcia ludzie korzystający z drogi czy też parkingu, a co najważniejsze okoliczni mieszkańcy... Bobry, wznosząc tamy, zalewają teren, aby stworzyć sobie odpowiednie warunki do życia. W tym konkretnym przypadku podtopiły nieużytki przy ruchliwej drodze oraz prywatną posesję. Właściciel działki, gdyby wiedział, co jest przyczyną zalania terenu, prawdopodobnie dążyłby do usunięcia piętrzenia, a nie widząc tamy, nie zna przyczyny podtopienia. Warto wiedzieć, że bobry nie zamieszkują swoich hydrotechnicznych budowli, ale kopią nory w wysokich brzegach zbiornika wodnego lub wznoszą specjalne „domki” – żeremia. Nasze wielkomiejskie bobry mają norę tuż przy wlocie do kanału, a wejścia do niej pilnuje... pies właściciela zalanej posesji, któremu były łaskawe nie zalać budy.

Tama bobrowa w kanale, zbudowana siedem metrów pod pryzmą śniegu

Tama bobrowa w kanale, zbudowana siedem metrów pod pryzmą śniegu

Podziemną tamę odkryłem podczas zimowego liczenia nietoperzy. Chiropterolog [naukowiec zajmujący się badaniem tej grupy ssaków – przyp. red.], który był tam ze mną, nie mógł sobie poradzić z wejściem do środka rury. Był też bardzo sceptycznie nastawiony co do możliwości zimowania nietoperzy w takim miejscu. Postanowiłem to sprawdzić osobiście i okazało się, że zwierzęta nie czytają literatury naukowej i nie wiedzą, że według wszelkich wytycznych nie powinny tu hibernować. Naliczyłem w sumie prawie sześćdziesiąt latających ssaków – gacków brunatnych (Plecotus auritus) i nocków Natterera (Myotis nattereri), a przy okazji odkryłem bobrzą tamę. Bardzo zależało mi na zrobieniu przy niej zdjęć samych konstruktorów. Przezwyciężając swą klaustrofobię, zaczaiłem się tam więc z aparatem, a w ramach maskowania rozwiesiłem siatkę. Robienie zdjęć w warunkach, jakie panują w takim miejscu, nie ma jednak sensu i to z kilku względów. Przede wszystkim mamy do czynienia z absolutnym brakiem światła. Rozwiązaniem jest lampa błyskowa, ale jak w absolutnej ciemności zdecydować, kiedy nacisnąć spust migawki? Usłyszenie bobra też jest mało realne, bo to ciche zwierzę, a tama tworzy mini wodospad, który, zwłaszcza w zamkniętej rurze, robi sporo hałasu. Poza tym, bobry rzadko zaglądają do tamy i zwykle robią to nocą. Wytrzymałem w kanale około godziny, potem, mimo pianki, musiałem się poddać – temperatura mnie pokonała.

Nie poddałem się jednak ostatecznie. Dzięki uprzejmości pana Piotra Mroza z firmy Masdar rozprowadzającej sprzęt do monitoringu, pożyczyłem fotopułapkę działającą na podczerwień. Nie było łatwo ją przymocować do betonowego kręgu kanalizacyjnego. Dodatkowo, człowiek w piance do nurkowania wchodzący do studzienki kanalizacyjnej przy salonie samochodowym z potężną wiertarką do betonu w rękach, budzi zrozumiałe zainteresowanie – wygląda co najmniej jak włamywacz z filmu sensacyjnego. Ale pomimo początkowych trudności akcja zakończyła się sukcesem i fotopułapka przez trzy dni i trzy noce rejestrowała to, co się dzieje w kanale. Czasem aparaturę uruchamiały wizyty bobrów, czasem latające nietoperze, ale ku mojemu zaskoczeniu, częściej niż bobry, w kanałowym zoo pojawiały się wydry. Dokładnie dwie, które traktują kanał jako bezpieczną autostradę między jedną a drugą stroną rzeczki oraz jako teren łowiecki – szczególnie wiosną, kiedy do kanału wpływają ryby szukające dogodnych miejsc tarłowych. Z fotopułapkowych filmików wynika, że podziemna tama bobrowa jest dla wydr miejscem konsumpcji oraz swego rodzaju toaletką, gdzie można w suchych warunkach dokonać zabiegów higienicznych.

Przechodząc nad zwykłą studzienką kanalizacyjną warto więc mieć świadomość, że parę metrów pod naszymi stopami może żyć cała menażeria. Od maleńkich nietoperzy, przez wydry, aż do takich olbrzymów, jak bobry.



Tomasz Raczyński
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Wybór numeru