Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra”
 

Opowieść o końcu świata

„Fin del Mundo!”, „End of the World!”, „Koniec Świata!”. Takie hasła witają przybyszów z całego świata, którzy chcą na własne oczy zobaczyć miejsce, gdzie ponoć wszystko się kończy. Ten koniec ma swój początek na Ziemi Ognistej przy północnym brzegu Kanału Beagle. Miejscowi nazywają swoją wyspę Isla Grande Tierra del Fuego. Tu, na lotnisku otoczonym przez wody Atlantyku i Pacyfiku, zaczyna się najpiękniejszy koniec świata, jaki możemy sobie wymarzyć. Ushuaia – miasteczko przylepione do skalistej góry Olivia. Niegdyś Alcatraz Argentyny, dziś Mekka przyrodników, alpinistów i ludzi, którzy kierują się jeszcze bardziej na południe. Naszą podróż zaczniemy z tego „Zakopanego” nad morzem i badając bezkres Cieśniny Drake’a, dotrzemy do przyrodniczego końca świata.

Chile – Argentyna z kanałem Beagle, którym niegdyś podążał Karol Darwin na spotkanie z teorią ewolucji

Chile – Argentyna z kanałem Beagle, którym niegdyś podążał Karol Darwin na spotkanie z teorią ewolucji

Omiatające wyspy huragany, deszcze i masy powietrza oceanicznego ukształtowały w tym regionie specyficzny układ środowisk. W zacisznych dolinach, na zboczach gór, wykształciły się gęste lasy ze znacznym udziałem drzew z rodzaju buk południowy (Nothophagus) – nazywane „lenga”. Dominuje tu Nothophagus antarctica i Nothophagus pumilio, tworząc gęste, trudne do przebycia zadrzewienia. W podszycie zobaczyć można bardzo prymitywne drzewo okrytonasienne Drimys winteri, którego kruche gałęzie łamią się często na wietrze, a samo drzewo nabiera dość bajkowych, dramatycznych kształtów. W niewielkie polanki wdzierają się żółto kwitnące berberysy (Berberis buxfolia), które swoimi kolczastymi zaroślami skutecznie blokują możliwość swobodnego poruszania się. Dno lasu wyściełają poduchy torfowców, zwisające porosty i mnóstwo powalonych drzew. To raj dla dzięciołów magellańskich (Campephilus magellanicus), które jak duchy przelatują między próchniejącymi kłodami. Wyjątkowości tym lasom dodają pomarańczowe, podobne do mandarynek owocniki grzyba Cyttaria darwinii, które „siedzą” na kędzierzawych bulwach przerastających pnie i gałęzie buków południowych.


„Chleb” Indian Yamana - charakterystyczny grzyb dla drzew z rodzaju Nothofagus

Albatros wędrowny należący do grupy albatrosów królewskich, gdzieś na środku Cieśniny Drake’a

Zmiany w tym środowisku nastąpiły w ostatnich dwóch wiekach. Z jednej strony wytępiono do zera prawowitych mieszkańców tych ziem – Indian z plemienia Alakaluf, Selk’nam, Ona i Yamana, którzy przez tysiące lat wtopili się w ten surowy krajobraz i potrafili w nim współistnieć, nie szkodząc lokalnej przyrodzie. Z drugiej strony, dla rozrywki myśliwych, wypuszczono bobra kanadyjskiego (Castor canadensis), który nie mając tu naturalnych wrogów, przebudował skutecznie większość dolin górskich, rzek i potoków, tworząc zupełnie nowe środowiska. Wprowadzono także wypas owiec i bydła, ale na szczęście ciągle możemy tu obserwować naturalne siedliska, choć już nie do końca o pierwotnym charakterze. Środowisko andyjskiej lengi zmienia się w poziomie w kierunku południowym oraz w pionie, pośród wysokich gór o podstawach zanurzonych w oceanach. Powyżej górnej granicy lasu tworzą się przepiękne alpinaria z wtrąconymi torfowiskami w skalnych misach. Czerwień malutkich rosiczek jednokwiatowych (Drosera uniflora) przeplata się z krzewinkami Donatia fascicularis i „zielonymi kamieniami” Bolax gummifera. Całość tworzy malownicze mozaiki na rozległych stokach, wszędzie tam, gdzie kończy się las, a klimat nie pozostawia za sobą nagich skał. Zieleń deszczowych lasów i halizn wysp kontrastuje z wysokimi górami Cordillera Darwin, z których białych zboczy spływają do morza wielkie jęzory lodowców, a katabatyczne wiatry1 ochładzają swymi podmuchami raj dolin.

Rybaczek obrożny (Megaceryle torquata stellata) – głośny bywalec portów i zacisznych zatok Ziemi Ognistej

Rybaczek obrożny (Megaceryle torquata stellata) – głośny bywalec portów i zacisznych zatok Ziemi Ognistej

Dalej na południe, gdzie mijamy ostatnie chilijskie osady – miasteczko Puerto Williams na wyspie Navarino z przyległymi Puerto Eugenia i Puerto Toro – drzewa ustępują terenom otwartym. Od tej chwili kończą się drogi, nie zobaczymy już samochodów, a jedynym środkiem transportu pozostaje statek lub helikopter. Nasza czerwona łódź Selma Expedition, która cięła fale obydwu oceanów, była jedyną oznaką cywilizacji i dawała poczucie bezpieczeństwa. Nagie skały wybrzeża z pieniącymi się wokół falami wskazywały jednoznacznie, że zbliżamy się do końca świata, znanego już Karolowi Darwinowi. Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że wody te pochłonęły tysiące istnień ludzkich, na ponad ośmiuset różnego rodzaju statkach.

Zbliżamy się do przylądka Horn. Tu, gdzie kończy się Ameryka Południowa, istnieje morskie połączenie z miejscem, w którym bujne życie pozornie zanika, aby za chwilę eksplodować całym swoim bogactwem. Wcześniej jednak czeka nas jeszcze Park Narodowy „Cabo de Hornos” w archipelagu Wollaston, białoczarne delfiny Lagenorhynchus australis i pierwsze albatrosy. Wielkie, majestatyczne szybowce spadające na ogromne fale Cieśniny Drake’a, tnące swymi długimi skrzydłami morską bryzę, to mniejsze albatrosy ciemnogłowe (Phoebetria palpebrata) i czarnobrewe (Diomedea melanophris), a na otwartym oceanie albatrosy królewskie (D. epomophora) i te największe, wędrowne (D. exulans). Z fal wyłonią się jeszcze warcabniki (Daption capense), oceanniki żółtopłetwe (Oceanites oceanicus) i niebieskie petrelki antarktyczne (Pachyptila desolata) – jaskółki oceanów – wszystkie towarzysząc rozpiętej na wietrze genui2.

Pingwiny białobrewe zbierają kamienie na gniazdo, by odizolować cenne jaja od zamarzającej wody

Pingwiny białobrewe zbierają kamienie na gniazdo, by odizolować cenne jaja od zamarzającej wody

Siedmio-, ośmiometrowe fale, wiatr, martwe fale po wielkich niżach – to krajobraz Cieśniny Drake’a. W pewnym momencie, dość nagle robi się o kilka stopni chłodniej. Wpływamy w inny świat – świat oceanu antarktycznego, poza niewidzialną strefę konwergencji antarktycznej3. Trudna do wyznaczenia, na przestrzeni wielu mil, zmienia znane nam do tej pory ciepłe morza w lodowaty świat. Na horyzoncie pojawiają się pierwsze góry lodowe wielkości centrum Wrocławia. Mgła na poziomie morza to oznaka świata, którego jeszcze nieco ponad 200 lat temu nie znano. To jedyne miejsce na ziemi, gdzie jeden prąd morski – Antarktyczny Prąd Okołobiegunowy – łączy wszystkie oceany i omywa jeden kontynent.

Cook, Bransfield, Bellinghausen, Smith i Palmer marzyli o odkryciu zimnego końca świata i właśnie dwa wieki temu krążyli w poszukiwaniu ostatniego kontynentu – Atlantydy zimna. Od tej pory strefę konwergencji antarktycznej przemierzać będą żeglarze, podróżnicy, naukowcy, a zwłaszcza bohaterowie powieści Melville’a – wielorybnicy. Tu, na końcu świata, z przerażeniem odkryjemy działalność naszych przodków wielorybników. Wielkie żebra, kręgi, czaszki ogromnych wielorybów znaczą ponuro zaciszne zatoki wysp. Już od Szetlandów Południowych wkraczamy w krainę wielorybich cmentarzy – symboli rozwoju naszej cywilizacji. Nie sposób ogarnąć ogromu okrucieństwa, do którego dochodziło przecież jeszcze wtedy, gdy rodzili się nasi dziadkowie, a nawet rodzice. Ślady krwawej działalności człowieka na tle piękna krajobrazu i niesamowitej przyrody, są przygnębiającym wprowadzeniem w najcudowniejszy świat, jaki miałem możliwość zobaczyć. Później, z każdym dniem moje sumienie było coraz bardziej zagłuszane przez odgłosy lawin, trzask pękających gór lodowych i zachwyt pierwotnością, mogłem więc odkrywać swój koniec świata na nowo.


Gniazdo pingwina maskowego jest rzeczą świętą! Nie podchodź!

Cena rozwoju naszych przodków – wielkie kręgi przypominające o rzeziach wielorybów na Oceanie Południowym

Gdzieś w oddali pojawiła się najpierw wielka czarna sylwetka, a po chwili ogon jak żagiel statku pojawił się pośród paku lodowego4. Następny, coraz bliżej, i kolejny wieloryb – humbak (Megaptera novaeangliae) – zanurzał się w bogatych w kryl wodach i za każdym razem jego widok zapierał dech w piersiach. Na tle czarnych nunataków5, bieli lodowców i stalowego morza, wieloryby jak łodzie podwodne patrolują wybrzeże Antarktydy, gdzie ostatecznie dotarliśmy, poszukując końca świata. Pośród skalistych wysokich brzegów Półwyspu Antarktycznego i okalających go wysp wybucha życie, które porusza głęboko wszystkich docierających tu ludzi. Na krach w pobliżu kolonii pingwinów pływają wielkie lamparty morskie (Hydrurga leptonyx), których przeszywający wzrok zdradza duszę drapieżnika. Nieco dalej tysiące pingwinów białobrewych (Pygoscelis papua) krzyczą z całych sił, oznajmiając, że ten zajęty metr kwadratowy należy właśnie do nich. Głosy jarmarcznych trąbek mieszają się z szumem morza, trzaskiem pękających gór lodowych i wyciem wiatru. Umazana guanem kolonia pingwinów, ze swoistym ostrym zapachem ryb, jest jak oaza na pustyni. Zieleń i róż brudnego śniegu ożywiają surowy krajobraz. Na kolejnej wyspie pingwiny maskowe (P. antarctica) i białookie (P. adeliae), a wśród nich pochwodzioby żółtodziobe (Chionis alba) i czyhające na pingwinie pisklęta wydrzyki antarktyczne (Catharacta maccormicki). Na skałach spotykamy jeszcze kilka kormoranów antarktycznych (Phalacrocorax bransfieldensis).


Humbak długopłetwiec – ponoć każdy różni się rysunkiem na płetwie ogonowej

Zachód Słońca nad kolonią pingwinów białookich na Wyspie Króla Jerzego, tuż przy grobie Włodzimierza Puchalskiego

Mgła, szare światło dnia, kroczące znanymi sobie ścieżkami pingwiny, tworzą poetycki świat. Ubrudzone fraki, gwar… Ktoś rozmawia, ktoś gdzieś się spieszy, ktoś inny kradnie kamienie. Patrzysz i wiesz, że gdzieś już to widziałeś. Podobne obrazy: przechodzących między budynkami tajemniczych subiektów, którzy brodzą błotnistymi uliczkami, tworząc baśniowy, romantyczny świat w bardzo surowym anturażu. I nagle uświadamiasz sobie, że patrzysz na rzeczywistość ulic Drohobycza opisaną w „Sklepach cynamonowych” Brunona Schulza. Homoidalny sposób noszenia się pingwinów nie pozwala oderwać od nich wzroku. Pozy, tańce, groteskowe spojrzenia to magia gracji i salonowej elegancji. Te same zwierzęta, gdy znajdą się w wodzie, stają się szybkie jak torpedy i giną nagle w ciemnych wodach oceanu, nie bacząc na szykowny frak.

Nagłe dudnienie lawiny i przejście przez niezwykle malowniczy Kanał Lemaire’a w pobliżu Góry Shackletona (człowieka, dla którego nie istniały granice ówczesnego świata), gdzie morze wąskim przesmykiem wdziera się między wysokie, otulone chmurami góry, to znak, że przekroczyliśmy bramę prowadzącą do Białej Krainy. Im dalej w głąb największej białej czapy, tym coraz mniej życia, aż w końcu docieramy na południowy kraniec świata. Fin del Mundo!

Tekst i zdjęcia: Krzysztof Konieczny
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

  1. Wiatr katabatyczny, to wiatr spływający w dół ze wzgórz, gór lub lodowców. Może być on zarówno zimny, jak i ciepły. Występuje również w Karpatach, gdzie nazywany jest halnym.
  2. Genua – żagiel przedni na jachtach jednomasztowych i dwumasztowych.
  3. Strefa konwergencji antarktycznej (nazywana też antarktycznym frontem polarnym) – wąski pas wód powierzchniowych, oddzielający zimne wody polarne od cieplejszych i bardziej zasolonych wód oceanów, uważany za granicę Antarktyki.
  4. Pak lodowy – wieloletnia, pływająca pokrywa lodu morskiego. Tworzy płaskie pola lodowe o grubości ok. 2–4 m, często rozdzielone szczelinami z wodą lub wałami spiętrzonych brył lodu.
  5. Nunatak – skaliste wzniesienie otoczone ze wszystkich stron przez pokrywę lodową.


Wybór numeru