Od 12 lat zajmuję się terrarystyką, natomiast ten list piszę przede wszystkim jako osoba mająca na uwadze dobro zwierząt. Chciałbym zwrócić uwagę na tragiczną sytuację tysięcy żółwi czerwonolicych (Trachemys scripta elegans). Ich przekleństwem stały się fermowe hodowle, z których tanie małe żółwiki trafiają na rynek. W Polsce dodatkowo niekorzystny jest obowiązek rejestracji tego podgatunku u starostów. Nasz ustawodawca się nie wysilił i obowiązkiem tym objął wszystkie ssaki, ptaki, gady i płazy z gatunków objętych ograniczeniami na podstawie Rozporządzenia Rady (WE) NR 338/97 z dnia 9 grudnia 1996 r. w sprawie ochrony gatunków dzikiej fauny i flory w drodze regulacji handlu nimi. Tymczasem prawo UE wcale nie narzuca takiego obowiązku i chociażby w Czechach o wiele mniej gatunków podlega rejestracji. Dzięki temu hodowcy nie mają tam problemów prawnych ze sprzedażą swoich przychówków, nie muszą udowadniać na każdym kroku, że nie są przestępcami.
Młode żółwie są sprzedawane w Internecie, trafiają do sklepów lub na giełdy. Często są przetrzymywane w zupełnie nieodpowiednich warunkach.
Fot. Andrzej Kepel
W wypadku żółwia czerwonolicego obowiązek zgłaszania do rejestru jest pozbawiony sensu. Podgatunek ten nie jest niczym zagrożony, a potrzeba rejestracji jest uzasadniana jego inwazyjnością, nagminnym wypuszczaniem niechcianych osobników na wolność, i zagrożeniem, jakie to stwarza dla rodzimego żółwia błotnego (Emys orbicularis).
W teorii niemal wszystkie żółwie czerwonolice w Polsce miały zostać zgłoszone do rejestru do końca października 2004 r. Praktyka pokazała, że akcja informacyjna na ten temat była niewystarczająca i większość żółwi czerwonolicych (podobnie jak stepowych i greckich, trzymanych przez nieświadome osoby) nie została zarejestrowana. Nagłośnione w mediach przypadki sprzedaży przez Internet żółwi czerwonolicych bez dokumentów, a także błędne informacje, że za samo posiadanie niezarejestrowanych zwierząt grozi 5 lat więzienia, sprawiły, że jeszcze więcej posiadaczy żółwi wypuszcza je do jezior, stawów czy rzek, aby tylko pozbyć się problemu.
Nieodpowiedzialność pseudoterrarystów oraz niedorzeczność przepisów doprowadziły do tego, że w wielu zbiornikach znajdują się niechciane żółwie czerwonolice. Schwytanie takiego żółwia, gdy przebywa na lądzie, nie stanowi problemu. Zaczynają się one później, gdy właściwie nie wiadomo, co z takim znaleziskiem zrobić. Teoretycznie można oddać znalezionego osobnika do ośrodka rehabilitacyjnego, który po kwarantannie mógłby np. przekazać go w depozyt osobie prywatnej. W praktyce takich instytucji nie ma, a schroniska dla zwierząt nie zajmują się gadami. Część ogrodów zoologicznych przyjmuje znalezione żółwie, lecz trafiając tam, zwierzęta wegetują stłoczone w zbiornikach na zapleczach, umierają powoli wyniszczane przez choroby i złe żywienie. Próby legalnego zatrzymania znalezionego zwierzęcia najczęściej spełzają na niczym – starostwa nie przyjmują zgłoszeń do rejestru, gdy dokumentem mówiącym o pochodzeniu zwierzęcia jest oświadczenie o jego znalezieniu. Urzędnicy wykazują się tu nieznajomością prawa i realiów – nie akceptując dokumentu spełniającego wymogi „innego dokumentu stwierdzającego legalność pochodzenia zwierzęcia”, o którym mowa w art. 64 ust. 4 pkt 11 lit. d ustawy o ochronie przyrody. Twierdzą, że zwierzę opisywane jako znalezione, może pochodzić z przemytu. Jednak jaki byłby sens przemycania kilogramowego żółwia, na którego kupno nie będzie chętnych? Poza tym, kim są urzędnicy, by podejrzewać prawych obywateli wywiązujących się ze swego obowiązku zgłoszenia zwierzęcia do rejestru w ciągu 14 dni od daty wejścia w jego posiadanie? Czy nie dotyczy ich Kodeks postępowania administracyjnego, który nakazuje domniemywać prawdziwość informacji przedstawianych przez petenta, o ile nie ma dowodów, które by im przeczyły? Co jest nielegalnego w przygarnięciu zwierzęcia, które jest w naszej przyrodzie intruzem?
Żółwie czerwonolice opanowują kolejne zbiorniki wodne w Europie – często kosztem innych gatunków zwierząt
Fot. Andrzej Kepel
Na koniec chcę wskazać jeszcze jedną niedoskonałość przepisów unijnych. Ze względu na swą inwazyjność, ograniczeniom podlegają tylko żółw czerwonolicy, będący podgatunkiem żółwia ozdobnego (Trachemys scripta), i żółw malowany (Chrysemys picta). Dzięki temu nie są one już od lat importowane do UE, jednak zostały bardzo szybko zastąpione w handlu przez inne podgatunki żółwia ozdobnego, a także gatunki z pokrewnych rodzajów Graptemys i Pseudemys. Prawdopodobnie za kilka lat to one będą stanowić takie samo lub jeszcze większe zagrożenie dla rodzimej przyrody, jak dzisiaj żółwie czerwonolice. Nie można rzucać ludziom kłód pod nogi za dobre serce i chęć opieki nad porzuconym zwierzęciem. Prawo i jego realizacja przez urzędników powinny być dostosowane do rzeczywistych problemów. W wyniku stosowania sztywnych reguł najbardziej cierpią zwierzęta.
Mateusz Rawski
Żółwie czerwonolice stanowią coraz większe zagrożenie dla europejskiej przyrody. W Polsce brak azyli dla egzotycznych i chronionych zwierząt oraz powszechna słaba znajomość i często błędne rozumienie przepisów rzeczywiście przyczyniają się do narastania tego problemu. Jednak przedstawiona w liście argumentacja przeciw obowiązkowi rejestracji jest naszym zdaniem nieco naciągana. W krajach, w których takiego obowiązku nie ma, skala nielegalnego wypuszczania żółwi na wolność bywa taka jak w Polsce lub większa. Jest ona proporcjonalna do liczby zwierząt w prywatnych rękach. Czy więc nie należałoby ograniczyć raczej hodowli (mnożenia) tych zwierząt? Żółwie czerwonolice odłowione w Polsce na wolności mogą być rejestrowane i następnie legalnie posiadane. Zgodnie z prawem unijnym, okazy z takim pochodzeniem nie mogą jedynie być wykorzystywane do celów zarobkowych – w tym sprzedawane.