Loy Krathong to jedno z ważniejszych świąt w Tajlandii. Odbywa się około drugiej połowy listopada, gdy księżyc osiągnie pełnię. Święto to stanowi okazję do podkreślenia znaczenia, jakie mają różne żywioły – przede wszystkim woda – dla mieszkańców Syjamu. Zasadnicze obchody odbywają się po zmroku i różnią się nieco regionalnie. Najpopularniejszym obyczajem w tym dniu jest puszczanie na wodę krathongów – przypominających nieco nasze wianki i obowiązkowo zaopatrzonych w zapaloną świeczkę. W niektórych regionach, zwłaszcza na północy, popularne jest też puszczanie „światełek do nieba” – pergaminowych balonów wypełnionych powietrzem rozgrzanym przez podwieszoną pod nimi lampkę.
W roku 2004 święto Loy Krathong spędziłem w górskim Parku Narodowym Doi Inthanon, obejmującym m.in. najwyższe góry Tajlandii. Na polu namiotowym było jedynie kilka tajskich rodzin. Gdy wieczorem obserwowałem, jak puszczają papierowe balony, moją uwagę zwrócił jakiś ruch pod stopami. Po ziemi powoli lazła... gumowa zabawka! Niemożliwe, aby żywe zwierzę tak wyglądało!
Tak naprawdę, to wydawało mi się, że rozpoznałem stwora od razu. Wszak wiedziałem, że tutaj występuje tylko jeden przedstawiciel rodziny salamandrowatych (Salamandridae) – Tylototriton verrucosus. Rodzaj Tylototriton to po polsku traszka krokodylowa lub salamandra krokodylowa. Spotyka się rozmaite nazwy nienaukowe gatunku występującego w Tajlandii. Najczęstsze to salamandra krokodylowa himalajska, birmańska lub czerwonoguza. Niegdyś płaz ten występował dość licznie w górach północnej Tajlandii. Niestety, ze względu na bardzo atrakcyjny wygląd zaczęto go intensywnie wyłapywać do hodowli terraryjnych na całym świecie. Szacuje się, że w szczytowym okresie, na początku lat 90., eksportowano z Tajlandii ponad 10 000 tych salamander rocznie, co doprowadziło do całkowitego wymarcia wielu lokalnych populacji i znaczącego przetrzebienia większości pozostałych. Co prawda obecnie płazy te są objęte w tym kraju ochroną prawną, jednak nadal na giełdy i do sklepów na całym świecie trafiają osobniki schwytane na wolności.
Biorąc pod uwagę rzadkość oraz skryty, nocny tryb życia tego płaza, to niespodziewane spotkanie bardzo mnie ucieszyło. Oczywiście zrobiłem mu kilka zdjęć. Dopiero po powrocie do Polski i uważnym obejrzeniu fotografii okazało się, że sprawa nie jest taka prosta. Systematyka salamander krokodylowych wciąż nie jest ostatecznie ustalona. Obecnie wyróżnia się osiem gatunków z tego rodzaju, przy czym jeden z nich – salamandra krokodylowa wietnamska (T. vietnamensis) – został opisany dopiero w roku 2005. Dziesięć lat wcześniej z prowincji Yunnan w Chinach została opisana salamandra krokodylowa mandaryńska (T. shanjing). Nazwa naukowa pochodzi od chińskich słów: górski (shan) i demon, duch (jing). Rzeczywiście – ten żyjący w górach płaz ma niezwykły, nieco demoniczny wygląd. Z ciemnobrązowym tułowiem kontrastują pomarańczowe: kończyny, ułożone w dwa rzędy brodawki, biegnący wzdłuż grzbietu pasek, ogon i głowa. Gatunek ten ma wyraźnie różnić się od całych ciemnobrązowych, ew. posiadających delikatny czerwonawy wzór T. verrucosus. I tu pojawia się problem. Proszę spojrzeć na zdjęcie napotkanego stwora... Zdecydowanie pasuje do opisu gatunku występującego tylko w Chinach. Po przejrzeniu dostępnych w Internecie zdjęć różnych gatunków salamander krokodylowych też można dojść do jednego wniosku – pasuje tylko salamandra mandaryńska! Po wysłaniu zdjęć do kilku specjalistów otrzymałem sprzeczne odpowiedzi: „To jest na pewno T. shanjing”, „Skoro zdjęcie jest z Tajlandii, to musi to być T. verrucosus”, „Bez okazu dowodowego nie da się gatunku określić”.
Dalsze poszukiwania i konsultacje ze specjalistami z Tajlandii rzuciły na tę zagadkę nieco więcej światła. Okazuje się, że występujące na dość dużym obszarze Azji Południowo-Wschodniej salamandry zaliczane do gatunku T. verrucosus charakteryzują się dużą różnorodnością wyglądu poszczególnych populacji. Niektóre są niemal zupełnie czarne, inne brązowe z czerwonawym wzorem, a spotyka się także podobne do T. shanjing. Niestety – wiedza na temat tej zmienności jest dość nowa i pochodzi najczęściej z analizy okazów trafiających na rynki europejskie lub amerykańskie – zwykle o trudnym do określenia pochodzeniu. Stąd geograficzne rozmieszczenie tych różniących się wyglądem populacji nie jest dokładnie poznane. Jednak coraz częściej pojawiają się głosy, że w ramach tego gatunku trzeba wyróżnić kilka podgatunków, a być może wydzielić jeszcze jeden czy dwa odrębne gatunki. Dla rozwiązania tych wątpliwości konieczne są dalsze badania. Zapewne genetyka pomoże w przyszłości rozstrzygnąć, czy salamandry krokodylowe z Doi Inthanon są podgatunkiem salamander himalajskich, stanowią oderwaną, izolowaną populację salamander mandaryńskich, czy też należy je traktować jako odrębny, inthanoński gatunek.
Na razie więc nie wiem, jaki właściwie gatunek spotkałem. Ale czy to jest takie ważne? Zapewne salamandrom tym jest wszystko jedno, jak je jakieś dwunożne istoty sklasyfikują. Byle dały im w spokoju żyć w górskich, wilgotnych, azjatyckich lasach, a nie chwytały, by ku swej uciesze trzymać w akwariach, często w zupełnie nieodpowiednich warunkach.
Andrzej Kepel