Ruszamy w niedzielę o świcie. Nasz Opel Kadett poskrzypuje z lekka pod ciężarem pięciu osób i sporego bagażu. Co prawda rok wcześniej, z podobnym obciążeniem, wytrzymał hiszpańskie upały, pokonał drogę wzdłuż Pirenejów i dowiózł nas z powrotem do Polski - lękamy się trochę, czy teraz, w jego trzynastym roku „życia”, trasa licząca ponad 2 tysiące kilometrów nie okaże się pechowa. Lekki niepokój niknie jednak w atmosferze radosnego podniecenia, ciekawości i radości. Ponad dwa miesiące intensywnych przygotowań oraz starań o fundusze zostały uwieńczone sukcesem. Jedziemy do Holandii na VII Europejskie Sympozjum Chiropterologiczne. Wieziemy ze sobą 5 wystąpień przygotowanych w formie tak zwanych posterów (rulony z materiałami do nich zajmują nam pół bagażnika) oraz jeden referat. W tym samym czasie i w tym samym kierunku, podąża z Gdańska wynajętym mikrobusem silna grupa ze Studenckiego Koła Chiropterologicznego przy PTOP „Salamandra”. Uwzględniając Agnieszkę jadącą z Warszawy, do Veldhoven zmierza obecnie dwunastu członków „Salamandry”, wioząc materiały do 10 prezentacji. Jeśli do tego dodamy dr Petera Linę - głównego organizatora tego Sympozjum, który od ponad roku należy do naszego Towarzystwa - otrzymamy... Tfu! Na psa urok! Znowu pojawia się liczba 13.
Wejście do sztucznego zimowiska nietoperzy w Asten
Fot. Andrzej Kepel
Europejskie konferencje chiropterologiczne odbywają się co trzy lata. Poprzednia miała miejsce w Portugalii. Ciekawe, gdzie będzie następna. Sympozja te stanowią wspaniałą okazję do zapoznania się z najnowszymi odkryciami, wymiany doświadczeń oraz przedyskutowania z najlepszymi specjalistami swoich nowych hipotez i pomysłów. Do tej pory główną barierą utrudniającą udział Polaków w tych imprezach były trudności paszportowe i wizowe. Tym razem mało brakowało, a nie do przebycia okazałaby się przeszkoda finansowa. Pełna opłata konferencyjna, znacznie przekraczająca dwumiesięczne wynagrodzenie nauczyciela akademickiego, studziła zapały nawet największych pasjonatów. Mimo intensywnych starań, nie udało się nam zdobyć na ten cel dotacji ze źródeł krajowych. Dopiero Holenderskie Ministerstwo Gospodarki Środowiskiem (Ministry of Nature Management) uznało, że warto dla zapoznania się z wynikami naszych badań i działań ochronnych, nieco uszczuplić swój budżet. Tak wiec, dzięki holenderskiej dotacji, możemy obecnie sunąć niemieckimi autostradami na zachód.
Zanim jednak zobaczymy holenderskie wiatraki, w monotonny warkot mijanych tirów wdziera się straszliwy hałas. Samochód nasz zaczyna wydawać z siebie odgłos startującego odrzutowca. Na najbliższej stacji benzynowej okazuje się, że odłamała się nam rura wydechowa. Brak tłumika, w połączeniu z silnikiem Diesla, daje rzeczywiście piorunujące wrażenia słuchowe. Na szczęście większość z nas oglądała kiedyś przynajmniej jeden odcinek serialu „Mac Gyver”. Czerpiąc z niego natchnienie, usuwamy usterkę za pomocą puszek od piwa i drutu. Dodatkowo, cieknący podczas deszczu dach sprawia, że naszej podróży nie możemy uznać za nudną.
Na miejsce dojeżdżamy o drugiej w nocy. Centrum konferencyjne okazuje się ogromnym kompleksem kilku budynków, połączonych labiryntem korytarzy, łączników i schodów. Mimo skomplikowanego systemu kolorowych strzałek oraz szczegółowego planu budowli, który otrzymujemy przy wejściu, od czasu do czasu gubimy drogę. W końcu trafiamy jednak do swoich pokoi. Prysznic i spać. Ekipa z Gdańska zdążyła jeszcze na powitalną kolację. My możemy jedynie czekać na zbliżającą się porę śniadania.
Nasze wystąpienie podczas konferencji
Fot. Ewa Olejnik
Rano okazuje się, że nieoficjalnym językiem Sympozjum (oficjalny, to rzecz jasna angielski) jest polski. Na ponad 200 uczestników - dwudziestu dziewięciu to Polacy. Stanowimy zdecydowanie najliczniejszą grupę narodowościową. Nawet tradycyjnie silny zespół chiropterologów z Wielkiej Brytanii ustępuje nam pod względem liczebności. Co ciekawe, większość badaczy nietoperzy z Polski reprezentuje nie uczelnie wyższe, lecz organizacje społeczne. Obok „Salamandry” przyjechali przedstawiciele Polskiego Towarzystwa Przyjaciół Przyrody „pro Natura”, Mazowieckiej Grupy Badaczy Nietoperzy oraz Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Nietoperzy. Znak czasu - świadczy to o wysokim poziomie merytorycznym naszych organizacji „ochroniarskich”. Dobrze reprezentowana, zwłaszcza pod względem liczby wystąpień, jest też grupa z krakowskiego Centrum Informacji Chiropterologicznej. Można powiedzieć, że to właśnie stojący na jej czele prof. Bronisław Wołoszyn (Wojtek) był przed kilku laty inicjatorem i twórcą szerokiego społecznego ruchu „nietoperzowego” w naszym kraju.
Pięć dni (i nocy) Sympozjum, to czas niezwykle pracowity. Przed- i popołudnia wypełnia kilkadziesiąt, w większości bardzo ciekawych, referatów oraz sesje posterowe. Wieczorami bierzemy udział w różnych szkoleniach. Czasami szkoda, że nie możemy się rozerwać. Gdzie iść? Na warsztaty edukacyjne czy detektorowe? Podczas jednego z warsztatów, na prośbę organizatorów, wygłaszamy improwizowany referat, prezentujący nasze doświadczenia w ankietowej kontroli efektów działań edukacyjnych dotyczących nietoperzy. W nocy również trudno odpocząć. Imprezy „integracyjne”, stanowiące jak zwykle bodaj czy nie najważniejszą - nieformalną część konferencji, przeciągają się do białego rana.
Nasze prezentacje spotykają się z ciepłym przyjęciem. Zwłaszcza poster przedstawiający wyniki badań dotyczących zimowania nietoperzy w studniach cieszy się dużym zainteresowaniem. Wielu uczestników deklaruje, że po powrocie do swoich krajów, obejmie kontrolą również ten typ schronień. Referat o zimowiskach nietoperzy w poznańskich fortach zainteresował w szczególności Niemców, Belgów i Francuzów, którzy mają na swoim terenie podobne typy schronień.
Bardzo pouczająca okazała się, zorganizowana pod koniec Sympozjum, wycieczka do sztucznego zimowiska w Asten. W tym kosztownym, zbudowanym przez Holendrów specjalnie dla nietoperzy, betonowym schronie, zimowała rekordowo duża liczba... 12 nietoperzy! Dla porównania, w pojedynczym poznańskim forcie można ich spotkać nawet ponad 800. Powinno to stanowić dla nas groźne memento. Pokazuje, do czego może doprowadzić degradacja środowiska, prowadzona pod hasłami rozwoju gospodarczego. Jeżeli natychmiast nie podejmiemy intensywnych działań, za kilka lat będziemy musieli przeznaczyć na ten cel o wiele większe środki, dla uzyskania o wiele mizerniejszego wyniku.
Gdzie będzie następna konferencja? Część polskiej delegacji podczas „narady wojennej”.
Fot. Andrzej Kepel
Ostatniego dnia nasza ciekawość dotycząca lokalizacji kolejnego sympozjum została zaspokojona. Odbędzie się ono w sierpniu 1999 r., w Polsce, prawdopodobnie w Krakowie lub w jego okolicach. „Salamandra” weszła w skład Komitetu Organizacyjnego.
Pracę - na razie koncepcyjną - nad przygotowaniami do tego kolejnego sympozjum rozpoczęliśmy niezwłocznie, dyskutując i omawiając różne aspekty tego przedsięwzięcia przez całą drogę powrotną do Poznania. Wracając (tym razem bez awarii, choć z rurą wydechową „obandażowaną” puszkami) zatrzymaliśmy się na kilka godzin w Amsterdamie. Zwiedzając samo centrum miasta, w Dzielnicy „Czerwonych Latarni” znaleźliśmy na ulicy… nietoperza!!! Jednogłośnie uznaliśmy, że jest to dobry omen, oznaczający, że kolejna konferencja, za którą jesteśmy współodpowiedzialni, będzie równie udana.
Andrzej Kepel