Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra”
 

W służbie ptakom

Park Narodowy Ujście Warty jest najmłodszym parkiem narodowym w kraju. W zeszłym roku obchodził dziesięciolecie powstania, jednak ochrona tych terenów rozpoczęła się już w 1977 roku. Powołano wówczas rezerwat przyrody „Słońsk”, dla ochrony lęgowisk i żerowisk licznie przebywających tam ptaków. Siedem lat później obiekt wpisano na listę konwencji ramsarskiej, skupiającą obszary wodno-błotne o między-narodowym znaczeniu. Stało się tak, gdyż rozlewiska nadwarciańskie są miejscem rozrodu i migracji wielu rzadkich gatunków ptaków w skali europejskiej.

Fot. Adriana Bogdanowska

Około 250 lat temu Ujście Warty wyglądało inaczej niż dziś. W miejscu łąk i zarośli wierzbowych rosły lasy łęgowe. Teren był stale zalewany przez wody Warty, wpadającej do Odry licznymi odnogami. Nie było miejsca na grunty uprawne czy pastwiska. Nieliczni mieszkańcy trudnili się połowem ryb i raków. Prócz niedostatku żywności, panował niesprzyjający mikroklimat. Wszechobecna wilgoć, przy niskim jednocześnie poziomie medycyny, sprzyjała roznoszeniu się chorób. Powodzie powodowane przez Odrę i Wartę często nawiedzały mieszkańców pobliskiego Kostrzyna, miasta leżącego u zbiegu obu rzek. Tylko w II połowie XVII oraz I połowie XVIII wieku rzeki wylały czternaście razy, nie wliczając w to mniejszych podtopień. Woda niszczyła domostwa oraz uprawy. Dlatego rozpoczęto melioracje najbardziej narażonych terenów w obrębie przełomu Odry. W drugiej kolejności zajęto się Wartą. Jej regulacja na wielką skalę ruszyła po wojnie siedmioletniej. Zbiegło się to poniekąd z nurtem odbudowy powojennych zniszczeń. W latach 1765–1766 na zlecenie Fryderyka II Wielkiego sporządzono plan uregulowania Warty od granicy z Polską, aż po samo ujście rzeki. Prace rozpoczęto niezwłocznie. Budowano wały przeciwpowodziowe, a dzięki osuszaniu bagien pozyskano wiele terenów pod pastwiska. Prace zwieńczono wybudowaniem Kanału Fryderyka Wilhelma, który do dziś łączy Wartę z Odrą. Choć kontynuowano czynne przeciwdziałanie powodziom, to zdarzały się one nadal – w I połowie XIX wieku Warta wylała osiem razy. Obrona przed żywiołem była tylko jedną z przyczyn melioracji. Fryderyk II Wielki kontynuował politykę swoich poprzedników, ukierunkowaną na zdobywanie nowych terenów i późniejsze ich germanizowanie, co znane jest jako kolonizacja fryderycjańska. Zakładano nowe wsie, sprowadzano ludność wyznania protestanckiego oraz Olędrów, biegłych w osuszaniu podmokłych terenów.

Rola krów w utrzymywaniu niskiej roślinności tam, gdzie nie wjedzie kosiarka, jest nieoceniona

Rola krów w utrzymywaniu niskiej roślinności tam, gdzie nie wjedzie kosiarka, jest nieoceniona
Fot. Adriana Bogdanowska

Po zakończeniu II wojny światowej i wysiedleniu Niemców na terenach Ujścia Warty próbowano wprowadzić intensywną gospodarkę łąkowo-pastwiskową. Nie powiodło się to jednak, a co więcej, zaniedbano konserwację urządzeń melioracyjnych. W efekcie, woda coraz częściej zalegała na powierzchni łąk, utrudniając ich wykorzystanie. Zaczęły pojawiać się pierwsze oznaki sukcesji wtórnej. Proces ten polega na odradzaniu się przyrody do kształtu sprzed (jak się to stało tutaj) działalności człowieka. Uprzednio, gdy tereny były użytkowane rolniczo, roślinność o pędach zdrewniałych nie miała możliwości wzrostu – wypas zwierząt oraz koszenie łąk ograniczały jej ekspansję. W końcowej fazie sukcesji pojawiłyby się zakrzaczenia i zadrzewienia podobne do tych, które rosły przed rozpoczęciem regulacji rzeki. Zarośnięcie okresowo podmokłych łąk pociągnęłoby za sobą zmniejszenie przestrzeni życiowej dla ptaków, co w następstwie znacznie ograniczyłoby ich liczebność.

W celu przeciwdziałania niekorzystnym z punktu widzenia ptaków zmianom podjęto czynne działania ochronne polegające na ekstensywnym gospodarowaniu łąkami. Forma i charakter działań są te same co przed dziesięcioleciami, lecz podstawowym celem nie są już korzyści finansowe płynące z uprawy gruntów, a ochrona ptaków wodno-błotnych. Eliminacja oznak sukcesji wtórnej odbywa się przez koszenie i wypas. Jednakże obie te czynności dozwolone są po zakończeniu sezonu lęgowego. W tym miejscu należałoby wspomnieć o roli krów w Parku Narodowym Ujście Warty. Zwierzęta te przewyższają maszyny pod względem funkcjonalności, gdyż zasięg ich działania na podmokłym terenie jest znacznie większy. W parku powszechnie przyjęło się nazywać krowy „żywymi” lub „ekologicznymi kosiarkami do trawy”. Poniekąd stały się one pierwszoplanowymi realizatorkami jednego z głównych zadań ochronnych parku. Drugą kwestią jest różnica pomiędzy koszeniem a zgryzaniem roślinności przez zwierzęta. W każdym z tych przypadków wykształcają się inne zbiorowiska roślinne, co jest ukłonem w stronę bioróżnorodności.

Ze znajdującej się na szlaku drewnianej czatowni można obserwować żerujące na łąkach stada gęsi i kaczek

Ze znajdującej się na szlaku drewnianej czatowni można obserwować żerujące na łąkach stada gęsi i kaczek
Fot. Adriana Bogdanowska

Sensem istnienia Parku Narodowego Ujście Warty jest ochrona miejsc lęgów i zimowania ptaków. Tereny te tworzą mozaikę łąk, które powstały na skutek działalności człowieka. Dla uwypuklenia skali przekształceń niech posłużą przykładowe dane. Do roku 1785 na ujarzmienie Warty i przełomu Odry wydano milion talarów. W rejonie Warty i Noteci osiedlono piętnaście tysięcy ludzi. Obniżono poziom wody, wycięto lasy, wprowadzono gospodarkę rolną – głównie pastwiskową. Przekształcenie krajobrazu jest więc wyraźne i dobrze udokumentowane. Dlaczego więc chronić coś, co powstało z woli człowieka i jednocześnie powstrzymywać sukcesję wtórną, dążącą do odtworzenia stanu naturalnego? To pytanie jest często zadawane przez przeciwników tego typu obszarów. Zmiany poczynione przez człowieka na obszarze obecnego Parku Narodowego Ujście Warty są znaczne, zarówno pod względem zasięgu, jak i siły. Niektóre fragmenty krajobrazu zniknęły na zawsze i chociażby z tego względu naturalnie odtworzona biocenoza byłaby uboższa od tej sprzed 250 lat. Ponadto, na terenie Polski oraz całej Europy jest coraz mniej terenów umożliwiających ptakom wodno-błotnym swobodne i niezakłócone bytowanie. Dlatego tak cenne jest Ujście Warty, które jest bezpiecznym azylem dla ptaków migrujących i zimujących. Podtrzymanie tych podmokłych terenów w ich aktualnym kształcie jest warunkiem koniecznym dla ich dalszej egzystencji.

Moje spotkania z...

Najlepszym okresem do obserwacji ptaków w Parku Narodowym Ujście Warty jest wczesna wiosna lub późna jesień. Po raz pierwszy wybrałem się tam jesienią zeszłego roku. Przed siódmą rano dotarłem nad Kostrzyński Zbiornik Retencyjny, do miejsca, w którym rozpoczyna się ścieżka przyrodnicza „Ptasim Szlakiem”, zwana popularnie „betonką”, umożliwiająca dostanie się w głąb rozlewisk. Słońce jeszcze nie wzeszło. Poranek był mroźny i lekko zamglony. Dookoła panował półmrok, ale czuło się, że nadchodzi piękny dzień. Z oddali dochodziły swarliwe odgłosy stad gęsi i kaczek. Ptaki przygotowywały się do przelotu ze swoich noclegowisk na pobliskie łąki, gdzie mogły się pożywić. Stąpając po betonowych płytach, zgrabnie ułożonych wzdłuż rzeki Postomi, napotkałem pierwszą grupkę dzikich kaczek. Kilka chwil później rozpoznałem parę żurawi. W połowie drogi minąłem małą wieżyczkę widokową, lecz nie poświęciłem jej większej uwagi. Chciałem jak najszybciej dostać się do najodleglejszej części szlaku. Na miejscu czekała na mnie nagroda – mała i przytulna drewniana czatownia. Bardzo przydatna rzecz – pomyślałem – zwłaszcza w tak chłodne poranki jak ten. Czatownia wyposażona była w okiennice, które niezwłocznie pozamykałem, w oczekiwaniu rychłego wschodu słońca. Wzrastająca niecierpliwość nie pozwoliła mi jednak siedzieć bezczynnie, dlatego od czasu do czasu uchylałem jedną z okiennic, bacznie wypatrując, czy nie wzbiło się w powietrze pierwsze stado gęsi bądź kaczek. Nie uchwyciłem jednak chwili wyłonienia się słońca znad linii horyzontu. Być może mgła lub malowniczo rysujące się na horyzoncie chmury nie pozwoliły mi odkryć całego piękna Ujścia Warty pierwszego dnia. Odgłosy świadczące o obecności ptaków stawały się coraz żywsze i donośniejsze. Ptaki coraz śmielej wzbijały się w powietrze – początkowo niewielkie grupy, później całe stada. Startowały, zataczały koła i siadały. Słońce ogrzewało teraz tę wilgotną krainę, a promienie błyszczały na oszronionej trawie. W zaledwie godzinę, z chłodnego i ponurego miejsca, park przemienił się w ciepłe, wypełnione życiem eldorado ptaków. Gdy słońce było już wysoko, ptaki spokojnie żerowały na okolicznych łąkach, regenerując i zbierając siły przed najtrudniejszym dla nich etapem w roku – wędrówką i zimą. Bogatszy o nowe wrażenia, mogłem wracać. Promienie słońca roztopiły już wszystkie kryształki lodu na trawie skubanej przez „ekologiczne kosiarki do trawy”.

Robert Frankowski
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


Ten artykuł został dofinansowany ze środków
Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska
i Gospodarki Wodnej

Wybór numeru