Leniwe, niedzielne popołudnie po nocnej wachcie na pokładzie. Statek, jak rzadko kiedy, stoi w dryfie. Kompletna flauta i mimo że jesteśmy daleko za kołem podbiegunowym, słońce mocno grzeje, a jego odbicia tworzą piękne refleksy świetlne na ciemnym błękicie morza. Nic się nie dzieje. Odpoczywamy. Nagle okrzyk: wieloryby! Na opustoszałym, wydawałoby się, statku-widmo ze wszystkich kajut wybiegają coraz to nowi członkowie załogi. To nie jeden wieloryb, a całe stado i takiego obrazu nie przepuszczą nawet najstarsze wilki morskie, które widziały już przecież niemal wszystko. Wysoko wzbijające się fontanny zdają się rozciągać poza horyzont. Otaczają nasz statek, który poza miarowym mruczeniem generatorów nie wydaje teraz prawie żadnego hałasu, śruby są odstawione. Wieloryby czują się bezpiecznie i podpływają bardzo blisko. Widać samice z młodymi i poszczególne osobniki ciekawsko przyglądające się nam spod powierzchni wody. To humbaki. Dziesiątki humbaków w jednym z najbardziej produktywnych rejonów Morza Barentsa – wypłyceniu pośrodku morza, sięgającym nawet 30 m pod powierzchnię (a więc bardzo płytko), zwanym Ławicą Spitsbergeńską. Nie decydujemy się na szybkie zejście do wody i opuszczenie pontonu, czego będziemy żałować dłuuugooo... Nigdy później nie będzie już takiej okazji...
Więcej w drukowanym wydaniu SALAMANDRY...
Tekst i zdjęcia: Kaja i Piotr Bałazy
Instytut Oceanologii PAN w Sopocie
www.PiotrBalazy.com
www.KajaBalazy.com