Polskie Towarzystwo Ochrony Przyrody „Salamandra”
 

W górach Abisynii

Jeśli ktoś pragnie świętować Nowy Rok dwa razy w odstępie czterech miesięcy, odmłodzić się o siedem lat, wstawać o pierwszej w nocy i być wypoczętym, albo po prostu zobaczyć Raj na Ziemi, to powinien odwiedzić Królestwo Abisynii – najlepiej na przełomie września i października. Etiopia, bo to właśnie ten kraj kiedyś zwano Abisynią, to jedno z najciekawszych miejsc na Ziemi i jedno z niewielu afrykańskich państw z tak bogatą historią.

Etiopia to kraj położony na styku wielu kultur i religii. Czasami bywa nazywana wyspą czarnego chrześcijaństwa, otoczoną morzem islamu. To tu, w etiopskim Aksum, przechowywana jest legendarna Arka Przymierza. Państwo jest federacją kilkunastu plemion i kilkudziesięciu języków. To kraj, którego nie sposób zgłębić podczas jednej wyprawy. Miejsce, które należy smakować powoli, kęs za kęsem, a właściwie łyk za łykiem – bo przecież Etiopia to stolica kawy.

Lobelie (Lobelia rhynchopetalum) w drodze na Ras Daszan

Lobelie (Lobelia rhynchopetalum) w drodze na Ras Daszan

Kraina słynie z tradycji parzenia kawy, która jest nieodłącznym elementem tutejszej kultury i życia społecznego. Zaproszenie na tego typu ceremonię jest oznaką przyjaźni i szacunku, a także najlepszym przykładem tego, czym jest etiopska gościnność. W wielu rejonach Etiopii ceremonia ta odbywa się trzy razy dziennie: rano, w południe i wieczorem. To bardzo ważne społeczne wydarzenie w wiosce, czas do dyskusji na temat zbiorów, polityki i planów na przyszłość. Niegrzecznie jest poprzestać na wypiciu mniej niż trzech filiżanek tego aromatycznego napoju, ponieważ wypicie trzeciej niesie ze sobą błogosławieństwo dla domu i współbiesiadujących. Przemiana duchowa, która ma zajść podczas ceremonii parzenia kawy, wymaga pełnej celebracji. Abol (pierwszą filiżankę kawy) pije się na pobudzenie. Jest to wstęp do dalszej części ceremonii oraz burzliwej dyskusji. Kawa ta ma dodać energii uczestnikom obrzędu. Tona (druga filiżanka napoju) skłania współtowarzyszy do refleksji, do już mniej dynamicznego, lecz bardziej kontemplacyjnego pochylenia się nad światem, natomiast barraka (trzecia filiżanka) ma być błogosławieństwem – wróżbą szczęśliwej podróży przez życie, a także do swoich domostw po zakończeniu ceremonii.

Podróż rozpocząłem w Addis Abebie, ponieważ trudno wizytę w Etiopii zacząć inaczej. Położona w centralnej części kraju stolica jest jedynym miastem posiadającym międzynarodowe lotnisko. „Nowy Kwiat” – bo tak z języka amharskiego należy tłumaczyć nazwę stolicy – nie jest na pewno głównym celem turystycznym Etiopii. Miasto założone dopiero w XIX wieku nie posiada ani wielu zabytkowych budowli, ani pięknych parków, a brud, chaos i bylejakość w niczym nie przypominają Pięknego Nowego Kwiatu, jakim miała być stolica budowana przez imperatora Menelika II dla swojej żony Taitu Betul. Można się raczej zgodzić z twierdzeniem, iż Addis Abeba zasługuje na miano największej wsi Afryki, a główny plac targowy Merkato, na którym można kupić dosłownie wszystko – największego bazaru Czarnego Kontynentu. Dlatego też stolica jest raczej miejscem tranzytowym podczas podróży po Etiopii. Z Addis Abeby można wyruszyć zarówno na północny zachód, w Góry Simien, jak i na południe, w słynącą z pierwotnych ludów dolinę rzeki Omo oraz na wschód w kierunku granicy z Erytreą, w stronę kotliny Danakil, gdzie tworzy się geologiczna przyszłość Afryki – tam, gdzie następuje rozłam Czarnego Lądu, zaczyna się słynny Wielki Ryft Afrykański. Prawdopodobnie dalsze rozsuwanie się ryftu doprowadzi do oddzielenia się wschodniej części Afryki od reszty kontynentu.

Trytomy (Kniphofia sp.) − klejnoty Gór Simien

Trytomy (Kniphofia sp.) − klejnoty Gór Simien

Aby rozpocząć trekking w Górach Simien, należy dostać się ze stolicy do miejscowości Debark, gdzie mieści się dyrekcja tutejszego parku narodowego. Wbrew powszechnie panującym opiniom na temat zacofania krajów afrykańskich turystyka w Górach Simien jest zorganizowana na bardzo przyzwoitym poziomie. Nie ma tu jednak wytyczonych szlaków turystycznych, ponieważ aby wyruszyć w góry, obowiązkowe jest wynajęcie uzbrojonego scouta – odpowiednika naszego strażnika parkowego, który doskonale zna drogę i przez całą wędrówkę będzie nam towarzyszył, chroniąc nas swoim kałasznikowem przed dzikimi zwierzętami i nieproszonymi gośćmi, a przyrodę parku narodowego przed nielegalnie biwakującymi turystami, czyli przed nami samymi.

Głównym celem wyprawy było zdobycie najwyższej góry całego masywu a zarazem Etiopii i piątej co do wysokości góry Afryki – Ras Daszan (4550 m n.p.m.) oraz zobaczenie tzw. Wielkiej Czwórki Gór Simien – dżelady brunatnej, wilka etiopskiego, koziorożca abisyńskiego i orłosępa brodatego.

Bomba wulkaniczna zastygła w bazaltowym cieście

Bomba wulkaniczna zastygła w bazaltowym cieście

Góry Simien należą do gór o budowie płytowej i przypominają nasze Góry Stołowe, tyle że kilkaset razy większe. Najbardziej budową zbliżone są do Gór Smoczych Republiki Południowej Afryki. Charakteryzują je ogromne płaskie przestrzenie pocięte gigantycznymi kilkusetmetrowymi uskokami. Ich wygląd jest rezultatem erozji zastygłej lawy bazaltowej o miąższości prawie trzech tysięcy metrów, która pokryła zalegające poniżej warstwy piaskowca i wapieni jurajskich. O dynamicznej historii tych gór świadczą zastygłe w bazaltowym cieście bomby wulkaniczne. Wraz ze wzrostem wysokości spotykamy w górach Simien cztery strefy roślinne. Najniżej położona jest strefa sawann, spotykana tylko u podnóża gór, kończąca się na wysokości około 2000 m n.p.m. Kolejna, to strefa górskich lasów, w których dominują wrzośce drzewiaste (Erica arborea) (2000–3000 m n.p.m.), następna, to łąki wysokogórskie z przepięknie kwitnącymi trytomami, aloesami, starcami i endemicznymi lobeliami (2900–3700 m n.p.m.). Szczyty gór pokrywają murawy afroalpejskie (3700–4400 m n.p.m.). Wyżej są już tylko gołe skały wulkaniczne.

Miejscowość Debark, z której wyruszamy około siódmej rano, znajduje się na wysokości 2700 m n.p.m., więc od razu rozpoczynamy powolny proces aklimatyzacji. Warto dodać, że samo przybycie do Addis Abeby wiąże się z lądowaniem na wysokości 2400 m n.p.m. Addis Abeba jest trzecią z najwyżej położonych stolic świata, więc od momentu wylądowania na lotnisku Bole powoli przyzwyczajamy się do wysokogórskiego położenia. Pierwszy etap wędrówki wiedzie pięknymi, soczyście zielonymi o tej porze roku łąkami, pokrytymi kobiercem żółtych kwiatów – meskal. Kierujemy się do granic parku narodowego, a następnie do położonego na wysokości 3200 m n.p.m. Sankaber Camp. Po drodze mijamy wioski złożone z charakterystycznych domostw (tukuli) zbudowanych z drewna eukaliptusa. Nie jest to rodzimy dla Etiopii gatunek. Eukaliptus został sprowadzony na początku XX wieku z Australii przez cesarza Haile Selassie i jest od tej pory podstawowym materiałem budulcowym, opałowym, a także leczniczym dla tutejszej ludności i jedynym, który można legalnie pozyskiwać na terenie parku narodowego. Dzieci witają nas kwiatami. Tutejszy zwyczaj mówi, że na Nowy Rok należy wzajemnie obdarowywać się prezentami, a wielkim faux pas byłoby nieodwzajemnienie gestu. Warto się na to przygotować, szczególnie, jeśli wyruszamy do Etiopii we wrześniu. Właśnie wtedy mamy okazję świętować nadejście Nowego Roku, a to dlatego, że w Etiopii do tej pory obowiązuje kalendarz juliański. Jest on spóźniony w stosunku do gregoriańskiego o około siedem lat, a nadejście Nowego Roku obchodzone jest hucznie 11 września na pamiątkę powrotu królowej Makedy (pierwszej władczyni Królestwa Saby) z Jerozolimy. Pierwszy dzień Nowego Roku jest również umownym początkiem wiosny i końcem pory deszczowej. To najlepszy czas na zwiedzanie Gór Simien i podziwianie tutejszej przyrody. Warto też pamiętać, że doba zaczyna się o poranku. To znaczy, że godzina pierwsza czasu etiopskiego odpowiada godzinie siódmej czasu europejskiego.

Para koziorożców abisyńskich

Para koziorożców abisyńskich

Pierwszego dnia wizyty w górach od razu udaje się zrealizować jeden z celów wyjazdu. W lesie, złożonym głównie z wspomnianego wrzośca spotykamy kolonię dżelad brunatnych (Theropithecus gelada) – małp nazywanych również „dżeladami z krwawiącym sercem”. Należą one do rodziny makakowatych (Cercopithecidae), a ich zasięg występowania obejmuje wyżyny i góry północno-zachodniej Etiopii. To właśnie w Parku Narodowym Gór Siemen małpy te mają swój matecznik. Jako nieliczne spośród makakowatych, są całkowitymi wegetarianami. Swój krwawy przydomek zawdzięczają odsłoniętemu fragmentowi czerwonej skóry na piersi samców. Nabrzmiały czerwony trójkąt jest sygnałem gotowości reprodukcyjnej, a jego wielkość i intensywność barwy świadczą o jakości genów samca.

Dzień drugi zaczynamy wczesnym rankiem, choć odległość do pokonania to tylko dwanaście kilometrów. Wstajemy wcześnie, ponieważ przyroda gór nie pozwala na szybki marsz, a może raczej zachęca do zwolnienia tempa – większość czasu poświęcamy na fotografowanie. Jednym z piękniejszych miejsc, godnych odwiedzenia tego dnia, jest wodospad Jinbar. Wysoki na prawie 500 m, pozostawia niezapomniane wrażenie, jednak nie on jest dla nas największą atrakcją tego miejsca. Występujące tu wznoszące prądy konwekcyjne oraz transportowane z wodą szczątki zwierząt przyciągają w to miejsce orłosępy (Gypaetus barbatus). Ptaki te żywią się padliną, a przy braku mięsa nie gardzą także kośćmi, które zbierając z ziemi, wynoszą na duże wysokości, a później upuszczają na kamienie. Szpik wydobywany z potłuczonych kości jest jednym z podstawowych składników ich diety. Niekiedy, w przypadku braku padliny, starają się strącić duże zwierzęta, takie jak małpy czy koziorożce w przepaść, aby potem, już w dolinie, podzielić się mięsem z innymi padlinożercami.

Samiec dżelady brunatnej z widocznym „krwawiącym sercem”

Samiec dżelady brunatnej z widocznym „krwawiącym sercem”

Kolejny dzień to chyba najładniejszy i najbardziej ekscytujący fragment całego trekkingu. Wiedzie przez kilka prawie czterotysięcznych punktów widokowych, przez ogromne plateau porośnięte okazami wschodnioafrykańskich gatunków lobelii (Lobelia deckeni i L. telekii). Jest to świetne miejsce do obserwacji szybujących nad nami ptaków drapieżnych oraz do wypatrywania żyjącego tylko tutaj wilka abisyńskiego (Canis simensis). Zdobywamy po kolei Kedadit (3760 m n.p.m.), Saha (3660 m n.p.m.), Imet Gogo (3926 m n.p.m.), aby wreszcie dotrzeć do Chenek Camp, położonego na wysokości 3500 m n.p.m. Jesteśmy trochę zawiedzeni, bo nie spotkaliśmy dziś ani jednego przedstawiciela Wielkiej Czwórki Gór Simien. Po rozbiciu namiotu w promieniach zachodzącego afrykańskiego słońca udajemy się na spacer i tu niespodzianka. Jednak są! Ibexy! I to całe stado koziorożców abisyńskich (Capra walie)! Są to roślinożercy z grupy krętorogich, które większość czasu spędzają na stromych górskich uskokach. Gatunek ten jest znany wyłącznie z gór północnej Etiopii. Ze względu na polowania dla skór, mięsa i rogów, w 1963 roku żyło ich tu tylko 150 osobników. Dodatkowo zanik oraz fragmentacja siedlisk, związane z rozwojem rolnictwa i budową dróg, przyczyniły się do spadku ich pogłowia. Aktualnie, dzięki działaniom parku narodowego, który powstał w 1969 roku, wielkość populacji wzrosła do 500 koziorożców.

W Chenek Camp kończy się większość trekkingów. Czasami spędza się tam dwa, trzy dni, obserwując miejscową przyrodę, a przy okazji zdobywając szczyt Bhawit (4430 m n.p.m). Powodem rezygnacji z dalszej podróży w stronę Ras Daszan są rozpoczynające się trudności. Aby zdobyć najwyższy szczyt Etiopii, należy przedrzeć się przez leżącą na wysokości 4200 m n.p.m. przełęcz Bhawit, a następnie zejść do miejscowości Chiro Leba na wysokość 3300 m n.p.m. i dalej do doliny rzeki Mesheha na 2800 m n.p.m., aby następnego dnia wejść na prawie 4600 m n.p.m, a potem wrócić do miejscowości Ambiko na 3200 m n.p.m. Tysiąc osiemset metrów przewyższenia i tysiąc czterysta metrów zejścia w ciągu jednego dnia może zniechęcić niejednego podróżnika. Kolejną przeszkodą może być sama rzeka Mesheha, która jest „przechodnia” tylko w porze suchej. Po kilkudniowych opadach deszczu odcina wioski położone za nią od drogi do Debarku. Nie żałowałem jednak, że zdecydowałem się iść dalej, już tylko z przewodnikiem. Po przekroczeniu przełęczy naszym oczom ukazały się rajskie ogrody. Ogromne przestrzenie porośnięte przez różnorodne gatunki trytom, kwitnących aloesów i drzewiastych wilczomleczy kandelabrowych (Euphorbia candelabrum). Dodatkowo humor poprawiła nam wizyta w miejscowości Chiro Leba, w której wreszcie można było kupić upragnione piwo z widniejącym na etykiecie masywem Ras Daszan. Wilka abisyńskiego zobaczyłem (podobno) z odległości kilkuset metrów, więc pozostaje mi tylko zawierzyć mojemu przewodnikowi i ochroniarzowi w jednej osobie, że był to właśnie ten upragniony zwierz. Wilk abisyński to najrzadsze zwierzę gór Siemen. Żyje ich tutaj tylko około czterdziestu osobników, a w całej Etiopii, m.in. w Bale Mountain, mniej niż czterysta. Jest jednym z najbardziej zagrożonych gatunków tego kraju.

Park Narodowy Gór Simien

Park Narodowy Gór Simien

Ostatni już dzień w górach rozpoczął się pobudką o czwartej (czasu europejskiego). Mimo że byłem w sercu Afryki, niedaleko równika, mój namiot pokryty był lodem. To już kolejny raz w afrykańskich górach, kiedy obiecuję sobie, że nigdy więcej nie pojadę na Czarny Ląd bez puchowego śpiwora. Pakujemy się w świetle latarki i ruszamy. Prawie po omacku, bo szkoda świecić pod nogi, gdy niebo nad nami jest istnym dziełem sztuki i nie zmieściłaby się na nim już ani jedna dodatkowa gwiazda. Kiedy zaczyna świtać, okazuje się, że jesteśmy już na ponad czterech tysiącach metrów i pozostało niewiele ponad pięćset do szczytu. Osiągamy rekordowy wynik. Około dziewiątej czasu europejskiego stajemy na szczycie najwyższej góry Etiopii. Zaczyna się niemiłosierny upał. Zejście zajmuje już tylko trzy i pół godziny. Mimo zaprawy w chodzeniu po górach mój przewodnik zapada w drzemkę i budzi się dopiero następnego dnia rano. Zwiedzamy jeszcze okolicę, kościół ortodoksyjnych chrześcijan, jemy z miejscowymi indżerę (tradycyjną potrawę) i szykujemy się do drogi powrotnej.

Trochę smutno, bo cel został osiągnięty i teraz czeka już tylko powrót. No, ale góry Simien to była pierwsza filiżanka Etiopii, która miała rozochocić, rozgrzać krew, otworzyć serce i duszę. I tak się stało...

Tekst i zdjęcia: Szymon Ciapała
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Wybór numeru